Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69832

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piątek, godzina 8 rano, najnudniejszy wykład na uczelni (prawo). Minusem jest to, że wykład jest obowiązkowy (powyżej połowy obecności można pisać egzamin w pierwszym terminie, poniżej, już w poprawce), plusem to, że były to ostatnie zajęcia tuż przed pierwszym terminem. Dlatego też ścisk na audytorium był niemiłosierny.

W połowie wykładu wchodzi ona. Na początku trudno ją było zauważyć, bo usiadła na schodach na końcu. Można było jednak zauważyć od razu jej, na oko 6-7 letniego, synka. Schodził po schodach bliżej Pani profesor, aż w pewnym momencie zatrzymał się, obrócił w stronę mamy i krzyknął o wolnych dwóch miejscach do siedzenia. Zaczął się przeciskać (dosłownie, bez żadnego słowa "przepraszam"), a mamusia do niego dołączyła. Już to średnio mi się podobało, zwłaszcza, że usiedli obok mnie.

Gdy usiedli, przyszedł czas na zdjęcie kurtek i wyjęcie swoich rzeczy. Synek stwierdził, że jest głody, więc wyjął od razu wafle zapakowane w szeleszczące opakowanie. Przez dobre kilka minut nie słyszałam nic, tak samo jak połowa audytorium. Na chwilę umilkł, gdy jego mama zwróciła mu uwagę "nie hałasuj". Stwierdził jednak, że jest nie wygodnie siedzieć na krześle, więc pod nogami chciał przejść na schody. Przeciskał się przez połowę rzędu, każdy znowu musiał wstawać. Po chwili mamusia zauważyła, że zniknął i teraz ona chciała wyjść. Na chwilę całe szczęście się uspokoiło. Jednak nie na długo.

Po kilku minutach usłyszeliśmy krzyk i zobaczyliśmy zbiegającego chłopca na sam dół. Położył się na podłodze i krzyczał. W końcu gdy matka nie zareagowała, Profesor nie wytrzymała i zwróciła jej uwagę. Ta wyniosła swojego syna z audytorium, na kanapy przy jednym z dziekanatów, dała komórkę z grą, zostawiła go i wróciła na wykład.
Co najlepsze, Pani Profesor czytała na sam koniec nazwiska osób dopuszczonych do egzaminu w pierwszym terminie. Mama-studentka nie miała wystarczającej ilości obecności.

Rozumiem całkowicie, że matki, które studiują nie mają łatwo. Muszą zająć się dzieckiem, oraz studiami. Wiem jednak, że na mojej uczelni, dziewczyny, które wychowują dzieci mogą ubiegać się o indywidualny tok nauczania, który zawsze jest im przyznawany. Rozumiem także, że czasem trzeba dziecko przyprowadzić na zajęcia, bo nie ma z kim go zostawić, jednak wydaje mi się, że na pewno nie 6-7 latka (który o tej porze powinien być w szkole czy w przedszkolu), który nie potrafi nawet chwili usiedzieć na miejscu (chyba, że da mu się grę). Mam kilka koleżanek, które urodziły dzieci, nie przychodzą z nimi na zajęcia, a jeżeli już im się to zdarzy, to wybierają takie, gdzie mogą zająć się nimi, czy wyjść uspokoić je w każdym momencie.

dzieci

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (322)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…