Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem dwa lata po ślubie. "Ten dzień" wypada 30 listopada - było skromnie, bez wesela. Praktycznie nie utrzymuję kontaktów z rodziną, tak się życie ułożyło. U męża nieco inaczej: on raczej trzyma się na uboczu, ale rodzina stosunkowo niewielka, wszyscy mieszkają "po sąsiedzku" i, jak się dowiedziałam, wszelkie imieniny, urodziny i Wigilia obchodzone są dość... hucznie. Zwłaszcza w kwestii prezentów. Mój W. nigdy o tym nie wspominał i sam zawsze kupował tylko upominki rodzicom i dziadkom, jak wcześniej zapewniał.

Za czasów narzeczeństwa teściowie dostali ode mnie na Gwiazdkę książki, a ja od nich rękawiczki, wszyscy zadowoleni. W samej Wigilii nie uczestniczyłam (generalnie nie obchodzę, raczej pojawiam się "grzecznościowo"). Tym większym szokiem okazało się, kiedy w sumie już dwa tygodnie po ślubie postawiono mnie i męża przed faktem dokonanym: teściowie kupili nam dość drogi zestaw pościeli (za równowartość tego kupiłabym np. niezgorszy blender), dziadkowie ze strony męża - sztućce, chrzestna zaszalała i dorzuciła do puli zupełnie nam niepotrzebne żelazko drogiej firmy... Do tego szwagier przekazał wiadomość, że kupił już prezent tacie (mieliśmy się podzielić - on teściowi, my teściowej): skórzaną teczkę za niemal 300 zł. Oczywiście wszyscy dali nam do zrozumienia, że oczekują wzajemności, włącznie ze szwagrem, cytuję: "jak ojciec dostanie taki prezent, to nie możecie mamie kupić czegoś za 50 zł".

Do świąt niecałe dwa tygodnie, mąż trochę zdziwiony ("No tak ostro to jeszcze nie było") przyznał, że prezenty często bywały u nich drogie, ale zwykle nie więcej niż kilkadziesiąt złotych, chociaż nie zwracał raczej uwagi. Ręce nam opadły, gdy podliczyliśmy, ile w sumie musimy wydać, żeby ta nasza "wzajemność" jakoś wyglądała - poszliśmy na to, bo przerażona byłam wizją zrażenia do siebie najbliższej rodziny już kilka tygodni po ślubie. Grudzień i styczeń przebiedowaliśmy - żadnego kina, wyjść czy nowych spodni, za to spaliśmy w ekskluzywnej pościeli.

Następnego roku już wcześniej uświadomiliśmy teściów, że prosimy o skromne prezenty. Dziadkom przygotowaliśmy album ze zdjęciami, rodzicom vouchery do kina i tym razem oni zostali postawieni przed faktem dokonanym już w listopadzie: będzie skromnie, bo odkładamy na Sylwestra w Pradze i nas nie stać na święta.

Zapowietrzyli się, był foch teściowej - która, jak się okazało, chciała nam kupić toster i gofrownicę - padło kilka urażonych zdań. Większą kluchę połknął szwagier, do którego coś nie dotarło - bo zadzwonił do nas w połowie grudnia, że kupił ojcu jakieś wykoksane perfumy za 200 zł i co my kupimy matce, bo on widział takie fajne kosmetyki, jedyne 150 zł...? Uświadomiony, co i jak, nie odzywał się do nas miesiąc. Wigilia była dość cicha, Praga była piękna.

W tym roku już nikt nas nie zaczepiał o prezenty. Mąż przekazał, że jeśli chcą coś nam dać, prosimy o świeczki zapachowe lub podobny gadżet. I zasugerował, że na nich czekają śliczne, duże kubki. Było bez komentarza. Rodzina - wychowana ;)

Skomentuj (88) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 378 (612)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…