Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69946

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o niewykorzystywaniu szans i swoich możliwości. W tej historii dużo ludzi jest piekielnych - ja, część z Was, jakieś 90% ludzi, których uczę lub uczyłem.

Dlaczego zostałem kałamarzem? Bo gdy widzę, że ktoś ma potencjał to uwielbiam pomagać mu go rozwinąć. Niestety, jak dotąd rzadko miałem taką okazję.
Zawsze jak ognia unikałem szkół powszechnych. Ciężko jest znaleźć osoby, które chcą coś robić kiedy wisi nad nimi obowiązek, a ja jestem typem człowieka, który nie lubi nikogo do niczego zmuszać i nikomu narzucać, i pokazywać, że musi coś umieć. Nie potrafię się przejmować, że ktoś tam ma maturę za rok, a jeszcze nie potrafi odmienić czasownika w Present Perfect jeśli widzę, że i tak mu nie zależy na tej maturze. Jego sprawa. Z drugiej strony, jeśli ktoś mi pokaże, że coś chce zrobić, to umożliwię mu to i pomogę mu w tym z całych sił. Ale kluczowe dla mnie jest "chcę" a nie "muszę".

I tak od pewnego czasu tułam się po tych szkołach prywatnych, bo na początku myślałem, że jak już ktoś płaci kasę za kurs, to znaczy, że chce. W końcu szanujemy swoje pieniądze. Tymczasem dziś już wiem, że większość ludzi chodzi na kurs dla zagłuszenia sumienia.
- Bo wypada się uczyć tego języka, to już pójdę
- Bo już czas najwyższy
- Bo pracodawca wymaga
- Bo do egzaminu.

I od kilku lat widzę przed sobą ludzi, którzy nie chcą się nauczyć, którzy oczekują, że ja ich nauczę bo oni mają nad sobą jakiś bat. I opowiadają, że całe życie trafiają na złe metody albo złych lektorów, którzy nie potrafią ich nauczyć, nie widząc jednocześnie, że jedynym co oni robią jest przytoczenie się dwa razy w tygodniu na 60 minut zajęć. Nikt nie jest cudotwórcą, jeśli dla kogoś jedyną motywacją jest bat, to przykro mi bardzo.

I najbardziej przytłacza mnie to, że odkąd uczę miałem trzech uczniów, którzy chcieli i którym się udało.

- Kursant z porażeniem kończyn, który obsługuje wózek jednym palcem, a komputer drugim. Po dwóch latach kursu wyjechał na studia do Szwecji i wiem, że uczy się tam z powodzeniem.
- 65 latek, który mieszkając w Niemczech wiedział, że na emeryturze będzie chciał podróżować i niemiecki i polski nie wystarczą. Również dwa lata kursu i kilkadziesiąt przysłanych pocztówek z różnych miejsc.
- 91 (!) latek, którego rodzina zabrała ze sobą na Wyspy. Znał biegle francuski i niemiecki. Motywacja? Przytoczę słowa, które utkwiły mi głowie po pierwszej lekcji.
"Wie pan co? Ja wiem, że tu jest dużo Polaków, którzy wszystko mi załatwią i to bardzo uprzejme z ich strony. Ale to nie oznacza, że do końca swoich dni mam być jak kilkulatek, który w sklepie szuka mamy gdy przyjdzie jego kolej na płacenie, lub któremu tata musi czytać, bo on nie potrafi". Z tego co wiem uczy się do dziś ciesząc się, że rozumie nagłówki gazet.
91 lat człowiek miał większą motywację i więcej oleju w głowie niż młodzi ludzie, którzy wiedzą, że chcą spędzić tam resztę życia.

I zawsze gdy myślę o tych trzech osobach, o dwóch starszych panach i niepełnosprawnym chłopaku a później słucham wszystkich na około (łącznie ze mną), którzy narzekają, że się nie da, że się nie chce a później marudzą, że mogłoby być lepiej to mi zwyczajnie wstyd. Bo mam łatwiej niż oni, a tylko marudzę.

I tą historią się żegnam, zmieniam powoli branżę, historii o kursantach już nie będzie. Dziękuję wszystkim za plusy, minusy i komentarze pod historiami.
Cześć!

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 355 (421)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…