Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#69950

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia ~LadyMartini o szkolnym wyjeździe na nagranie programu telewizyjnego przypomniało mi podobną historię.
W liceum chodziłam do klasy o profilu dziennikarskim - właściwie byłby to zwykły human, ale dzięki zaangażowaniu naszego kochanego nauczyciela historii, profil klasy ze zwykłego humanistycznego rozszerzał się o jeden przedmiot dziennikarski w roku - były to bardzo fajne zajęcia, a dzięki nauczycielowi mieliśmy wiele okazji do praktyki - wyjazdy na nagrania, do radia, czasem zapraszani byli aktorzy czy inni celebryci na pogadankę do szkoły.

Wszyscy jednak zapamiętamy klasowy wyjazd na nagranie bardzo wówczas popularnego programu o głosach Polaków, emitowanym w publicznej telewizji numer 2.
Nie ma co ukrywać, wycieczki szkolne przyjmowane są w takie miejsca z otwartymi ramionami, bo zapełnia to widownię za darmo.

Dotarliśmy na miejsce, mniej więcej w południe miało zacząć się nagranie. Zaczęły jednak pojawiać się opóźnienia z wejściem na widownię - pół godziny, godzina, dwie, tysiąc, sterczymy pod drzwiami i czekamy. Kiedy w końcu udało się nam wejść i posadzić wszystkie litery na krzesełkach, przedstawiono nam prawdopodobnie najbardziej irytującą kobietę na świecie. Była to bardzo młodzieżowo ubrana blondyna, która miała nas zarażać swoją życiową energią i pozytywnym podejściem, ale w rzeczywistości wyglądała, jakby sobie wstrzykiwała w żyły roztwór kawy z energetykiem i jakimiś narkotykami. Jej rola polegała na siedzeniu na jednym z miejsc i reagowaniu. Nie, publiczność nie śmieje się z żartów i nie klaszcze zawsze równo sama z siebie. WSZYSTKIE reakcje publiczności pokazuje Walnięta, a marionetki mają ją obserwować i powtarzać.

Wszystko to, co widzicie w takich programach jest sztuczne. Każdy "naturalny" tekst jest ustawiony i nagrywany po kilkanaście razy do znudzenia, żeby wybrać ten najbardziej naturalny. I tak wszystko. Każde wejście na scenę, każdy komentarz, każda wersja klaskania publiczności - serio, nawet oklaski czy salwy udawanego śmiechu nagrywa się po kilka razy i później wybiera te najlepsze...
Domyślać się możecie, że dzięki wielokrotnym powtórkom takich samych ujęć, nagranie tego burdelu zajęło naprawdę wiele godzin.

Planowo mieliśmy wyjść chyba o jakiejś 17, a dość mieliśmy o 20. Nikt nie pozwolił nam opuścić widowni i pójść w spokoju do domu, bo raz, że nauczyciele, a dwa, to przecież nie może być pustego miejsca na widowni.
Byliśmy zmęczeni, głodni, było późno, następnego dnia lekcje od 8, a przed nami jeszcze połowa programu i Walnięta, która biegała po scenie i pieprzyła w mikrofon jakieś głupoty, które miały pomóc nam przetrwać.

Kilka minut po 23 powiedziałyśmy z koleżanką, że bez jaj. Wyszłyśmy z widowni pod jakimś banalnym pretekstem typu toaleta i przecisnęłyśmy się do najbliższego wyjścia. Jak jakieś tandetne agentki. Środek nocy, nie wiemy gdzie jesteśmy, trochę zimno, koleżanka była tak zmęczona, że dostała ataku histerycznego śmiechu, ale ciągniemy w poszukiwaniu przystanków, co ostatecznie zakończyło się powodzeniem i wróciłyśmy do domu.

Nagrywanie programu zakończyło się ok. 2 w nocy.
Osoby, które nie przyszły następnego dnia do szkoły, miały nieusprawiedliwione nieobecności.
Kiedy doczekaliśmy się emisji programu okazało się, że nikogo z nas nie widać, bo publiczność była umieszczona w cieniu.

Uraz był :) nawet nie potrafię powiedzieć, czy taki cyrk zdarza się często. Byłam później na nagraniach 2 innych programów z niebieskiej stacji i na jednym opóźnienie było, chociaż nie tak gigantyczne, na drugim zaś nie było prawie wcale. Czy to wina stacji numer 2, czy konkretnego programu? Nie wiem. Po prostu nie polecam.

programy telewizyjne

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 280 (360)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…