Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71046

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już kiedyś wspominałam pracuję na recepcji pewnego londyńskiego biurowca - Informacja ta, choć na ten moment zbędna, przyda się w dalszej części historii.

Chyba zrobiłam dzisiaj głupotę i po raz pierwszy od dawna poczułam, że muszę wyzbyć się swoich empatycznych odruchów.
Taka sytuacja dzisiaj z metra, z drogi do pracy.

W pewnej mocno polskiej dzielnicy, usiadł koło mnie pan - około 40-letni Polak budowlaniec - z telefonem przy uchu.
Czytałam co prawda książkę (bo muzyki w metrze nigdy nie słucham) i bardzo starałam się nie podsłuchiwać, ale po prostu się nie dało nie słyszeć tej rozmowy.
Trochę głupio mi o tym pisać, ale z rozmowy wynikało, że pan jest w trakcie rozwodu, żona wywiozła mu trójkę dzieci do Polski i zabrania mu się z nimi kontaktować. Jakby problemów było mało, to na to wszystko człowiek miał poważne problemy z pracą, szef zalegał z wypłatami, fucha się kończyła, perspektywy na kontynuację pracy żadnej, pomocy znikąd, kumple się wypięli, a tu dzieciom chciałby pomóc itd.. Reasumując - człowiek znalazł się w przysłowiowej czarnej dupie.

Jakoś tak intuicyjnie zaczęłam analizować jak tu chłopu w potrzebie pomóc, a że ten z rozmowy wydawał się człowiekiem kulturalnym, zaradnym i pracowitym, to mnie tylko zachęciło i utwierdziło w przekonaniu, że tak trzeba. Poza tym mi też ktoś obcy kiedyś bardzo pomógł i wiem jak bardzo może się człowiekowi życie odmienić w niemal jednej sekundzie.

Normalnie niewiele mogłabym w takiej sytuacji zrobić, ale tak się akurat fortunnie złożyło, że u mnie w budynku na 1. piętrze od końca zeszłego roku trwają prace wykończeniowe dla sławnej ostatnio firmy Ą&Ę (Nawiązując do moich poprzednich historii - firma ta jeszcze się nie wprowadziła).

Kierownikiem tych prac jest pewien Anglik (złoty chłop, tak swoją drogą), który jest na etapie kompletowania ekipy na kolejny kontrakt i bez ogródek spytał mnie jakoś w zeszłym tygodniu, czy mam może znajomych Polaków, którzy byliby chętni dla niego pracować, bo według niego lepszych fachowców niż Polacy nie ma na świecie. Wymagany był tylko komunikatywny angielski i jako takie pojęcie o pracy.
Dodam jeszcze, że polska ekipa, która u nas pracuje również sobie współpracę z nim chwali.

No więc, niewiele myśląc, wyciągnęłam z portfela jedną z wizytówek, które od zeszłego tygodnia nosiłam w portfelu, przeprosiłam pana, który stracił zasięg po wjeździe pod ziemię i zaoferowałam się z pomocą. Po prostu przeprosiłam, że się wtrącam, że mimochodem słyszałam część rozmowy i wytłumaczyłam na prędze w czym rzecz, bo pan zbierał się do wysiadania na następnej stacji.

Na odchodnym usłyszałam tylko:
- Czy może się pani z łaski swojej, nie wpier*alać w nie swoje sprawy?!

No w sumie mogę...

Polak na emigracji

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 336 (386)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…