Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71075

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w mieście, do którego powoli wkrada się świńska grypa i, niestety, powoli zaczyna zbierać ofiary.
Wszyscy mówią - biedni ci chorzy, że też akurat na nich musiało trafić... I mają rację. Jestem przekonana, że w większości zachorowanie nie jest ich winą.

1. Mąż pracuje w sklepie, przez który codziennie przewijają się setki ludzi. W ostatnich tygodniach znaczna część z nich to osoby chore, kaszlące. Co za tym idzie? Połowa sprzedawców kicha i prycha, zarażając tych zdrowych. Dlaczego nie pójdą na zwolnienie? Tu działa zasada - kto pierwszy, ten lepszy. Pierwsza osoba, która się załapie, może te kilka dni poleniuchować w łóżku. Pozostali zdają sobie sprawę, że w momencie, kiedy przyniosą L4, po powrocie może na nich czekać do podpisania... Wiadomo co.

2. Sytuacja w jednym z mniejszych supermarketów, kolejka do wędlin. Osób sporo, w końcu nadchodzi moja kolej. Proszę tyle a tyle, tego a tego. Zawsze staram się być miła dla sprzedawców, ale prawda jest taka, że zabiegany człowiek nie zwraca uwagi na nic dookoła siebie, nie mówiąc już o twarzach pracowników sklepu.

Na tę panią jednak zwróciłam uwagę, w momencie, kiedy... Zaczęła kaszleć prosto w moją wędlinę, po czym przetarła nos ręką (bez rękawiczki jednorazowej, choć w tym przypadku chyba nie ma to większego znaczenia) i zaczęła ją ważyć.
Chyba nie zasłużę na miano piekielnej, jeśli powiem, że z zakupu zrezygnowałam...

Ktoś może powiedzieć - boisz się zarażenia, nie chodź nigdzie, siedź w domu. Ale jaki to ma sens? Osoby zdrowe w domu, a chore roznoszą zarazki po mieście?
Tylko kto bardziej piekielny? Ludzie czy pracodawcy?

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (284)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…