Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71141

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałam, pracuję na recepcji w biurowcu.
Z natury nie jestem osobą chamską i mam do ludzi dużo cierpliwości i wyrozumiałości. Jeżeli jednak normalny człowiek posiada nerwy ze stali, to zastanawiam się z czego zrobione są moje.

Taka lawina piekielności z dzisiejszego poranka.
Przychodzi do budynku jeden z "moich" stałych lokatorów - ot, znany mi, kulturalny, starszy pan byznesmen - w towarzystwie kobiety. Mijając biurko recepcji jak zwykle mignął mi przed oczami przepustką informując, że "ta dama obok jest tutaj tylko na chwilkę, i czy moglibyśmy sobie darować te wszystkie *procedury związane z wejściem do budynku".

No OK, da się zrobić - poprosiłam tylko o imię i nazwisko towarzyszki i podałam panu tymczasową przepustkę dla jego gościa.
Trudno jest mi stwierdzić, kim rzeczona "dama" jest dla naszego byznesmena (prawdopodobnie dowiem się przed końcem zmiany), jednak po jej zachowaniu śmiem twierdzić, że koło damy to ona nawet nie stała. Właściwie to zastanawiam się, czy taka osoba powinna sama poruszać się po mieście, żeby nie szkodzić sobie i otoczeniu, ale o tym za chwilkę.

Pomijając już fakt, że pani na powitanie nie zaszczyciła mnie żadnym "dzień dobry", to nie uraczyła mnie nawet spojrzeniem, które było wówczas przyklejone do srajfona.
W ogóle kobieta nie wykazała żadnej uwagi czy skupienia na tym, co dzieje się wokół.

Ale o ile do braku kultury przywykłam, o tyle akcji, jaką pani urządziła mi przy wyjściu prędko nie zapomnę.

Otóż nasza dama - opuszczając budynek po ok. dziesięciu minutach - natknęła się na magnetyczną blokadę drzwi.
Co istotne, żeby wyjść, wystarczy nacisnąć zielony guzik z napisem "PRESS TO EXIT" i nikt nigdy przenigdy nie miał z tym najmniejszego problemu.

Tutaj muszę wspomnieć, że w normalnych okolicznościach to ja otwieram ludziom te drzwi poprzez naciśnięcie guzika zainstalowanego pod moim biurkiem - mnie ten gest nic nie kosztuje, zaś według odwiedzających ponoć bardzo ułatwia to życie i dlatego tak robię (przy czym dodam, że NIE jest to mój obowiązek).

Ale że kobieta również przy wyjściu nie zareagowała, choć próbowałam ją zaczepić i grzecznie prosiłam o zwrot **przepustki, pomyślałam sobie: A kij ci babo w oko, sama sobie drzwi otwieraj.

I to był strzał w stopę.

Dama stanęła przy drzwiach, tyłem do mnie i okazało się, że jednak potrafi mówić, a ja - nie ukrywam - wykorzystałam sytuację, żeby się trochę podroczyć.

Dama: Ja chcę stąd wyjść.
Ja: Po prawej stronie jest zielony guzik, wystarczy nacisnąć i drzwi się otworzą.
Dama: Gdzie??
Ja (a w dupie!): Po prawej stronie jest zielony...
Dama: OK. WIDZĘ. (pokazując na włącznik światła) Ten?
Ja: To jest światło. Poniżej jest pojedynczy ZIELONY guzik.
Dama (po chwili konsternacji): Możesz mi otworzyć te cholerne drzwi??!

I tutaj na chybił trafił zaczęła pstrykać we WSZYSTKIE znajdujące się na ścianie przyciski, nie omijając także tych czerwonych. Skończyło się tak, że pani w nerwowym amoku aktywowała alarm przeciwpożarowy, którym w efekcie również doprowadziła do odblokowania drzwi. Tutaj historia mogłaby się zakończyć, wszak pani z triumfalnym uśmiechem budynek opuściła, i to wręcz w podskokach. Szkoda tylko, że w akompaniamencie wyjącego na pół dzielnicy alarmu.

Dla mnie piekielność właściwa zaczyna się dopiero w tym miejscu, ale o tym w drugiej części historii, której dzisiaj już nie zdążę napisać.





*Procedury zajmują od minuty do max pięciu, gdy gość jest bardziej wymagający. Wielu gości, zwłaszcza tych spóźnionych, próbuje tego unikać. Tę "skomplikowaną" procedurę da się obejść wydając tymczasowe pozwolenie na wejście, czyli takie, jakie wydaje się np. kontraktorom.

**Przepustka powinna do mnie wrócić i zwykle nie ma z tym problemu, gdy się o nią upomnę.

praca na recepcji

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (274)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…