Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71204

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy historii #71141.

Historia zakończyła się tym, że pewna narwana kobieta aktywowała alarm przeciwpożarowy, po czym ewakuowała się czym prędzej.
Oczywiście incydent ten postawił na nogi cały budynek, a oberwało się jak zwykle osobie "pierwszego kontaktu", czyli mnie. Lawinę piekielności postaram się jakoś sensownie wypunktować, by nie wprowadzić zbyt wielkiego chaosu.

1. Pomimo tego, że alarm udało mi się wyciszyć po kilkunastu sekundach, w recepcji i tak rozdzwoniły się telefony - dwa stacjonarne plus moja prywatna komórka. I tutaj pojawia się piekielność numer 1. - jakim cudem ludzie z budynku mają w posiadaniu mój prywatny nr telefonu? Z tego, co mi wiadomo, moje dane są poufne, a dostęp do nich ma jedynie mój pracodawca, który w teorii nie ma prawa mojego numeru nikomu udostępniać. W praktyce zaś, jak widać, wygląda to nieco inaczej. Sprawa pozostaje do wyjaśnienia.

2. Ludzie z góry chcieli się czym prędzej dowiedzieć (co zrozumiałe), czy alarm jest prawdziwy, czy nie. Wyjaśniłam tak szybko jak mogłam, że alarm został włączony przez przypadek, i żeby pozostać w biurach, że wszystko jest pod kontrolą i tak dalej. Cóż z tego, skoro w międzyczasie na recepcję zdążyło mi się zlecieć ze dwadzieścia podburzonych osób z niższych pięter - w tym moja ulubiona (o zgrozo!) "paniusia od biurka" z 1. piętra, ze sławnej ostatnio firmy Ą&Ę.

3. Ważnym punktem jest, że pomimo tej obławy, ja nadal musiałam dopełnić swoich obowiązków i ogarnąć sprawę z alarmem, który co prawda był wyciszony, ale nadal nie zresetowany. Zadzwoniłam do naszej dyspozytorni (czy raczej stacji monitorującej), by poinformować, że wszystko jest OK, i żeby w żadnym wypadku nie wysyłali straży pożarnej. Pani po drugiej stronie poinformowała mnie, że... "chłopaki powinni być u nas za dwie minuty".
No to pięknie.

4. Oczywiście zależało mi, żeby strażacy nie przyjeżdżali, ponieważ było to już któreś z kolei bezpodstawne wezwanie, a - jak wszem i wobec wiadomo - za bezpodstawne wzywanie służb porządkowych się płaci. I tutaj wypadałoby znaleźć winnego, ale o tym za chwilkę.

Jako ciekawostkę dodam, że w moim budynku do końca 2014 roku procedura była taka, że jak włączył się alarm, to najpierw biegło się go wyciszyć, w międzyczasie miało się 5 minut (tyle czasu wystarczyło, aby spokojnie wybiegnąć na 6. piętro i z powrotem) na sprawdzenie miejsca wyświetlonego na panelu, po czym dzwoniło się do dyspozytorni ze stosowną informacją. Na koniec panel przeciwalarmowy się albo resetowało, albo reaktywowało, albo po tych 5 minutach alarm wznawiał się sam. Później wysyłało się raport i wszystko "grało i bucało".
Tym sposobem straż pożarna NIGDY bezpodstawnie się nie pojawiła.
Do tej pory nie wiem komu i dlaczego ten sprawdzony scenariusz przeszkadzał, i pewnie nigdy się nie dowiem.

5. Straż pożarna faktycznie przyjechała błyskawicznie, co się chwali.
Panowie po wysłuchaniu wyjaśnień zgodnie stwierdzili, że nie mają czego szukać, ponieważ alarm aktywowano w recepcji, a ta na stojącą w płomieniach nie wygląda. Przed wyjściem poinformowali, że rachunek wystawią na zarząd budynku, a co oni z tym zrobią, to już jest sprawa zarządu.
W czasie, gdy jeden ze strażaków poszedł zrobić zalecony patrol budynku, na recepcji podniosło się larum, że pewnie teraz to najemcy będą musieli płacić za to wezwanie (co jest bzdurą).
Na nic zdały się moje tłumaczenia, że alarm fałszywy, że wiemy kto aktywował (w razie wątpliwości można sprawdzić monitoring), że takie rzeczy się zdarzają, że lokatorzy nie będzie musieli za nic płacić itd.

6. Ziarno niezgody zostało zasiane, wszak praca jaśniepaństwa została zakłócona i basta. Oni "żądają interwencji managera budynku, bo tak być dłużej nie może i tak się pracować nie da".

Najbardziej rozdarta "pani od biurka" raczyła nawet błyskotliwie zasugerować, że to recepcjonistka powinna pokryć koszty przyjazdu straży, ponieważ alarm został aktywowany właśnie na recepcji. Dla tej pani brawa za wspaniałomyślność.

Nie zostało mi nic innego, jak kulturalnie pani przypomnieć, że to właśnie jej kontraktorzy od września niechcący aktywowali alarm już czterokrotnie, o czym zresztą doskonale wiedziała. Ta informacją ją na chwilę przymknęła, a reszta towarzystwa zaczęła się rozchodzić.
Tutaj dodam, że po tamtych alarmach w Ą&Ę codziennie deaktywujemy strefę, która jest w zasięgu 1. piętra, żeby alarm nie rozbrzmiewał za każdym razem, jak ktoś go przez przypadek aktywuje. A wiadomo, że przy pracach wykończeniowych o kurz i wyższą temperaturę blisko detektora nietrudno.

7. Cała sytuacja byłaby w miarę bezboleśnie zakończona, gdyby nie to, że jakąś godzinę po całym zdarzeniu dostałam maila od managera (tego bystrzaka z poprzednich historii).
Treść wiadomości wyglądała następująco:

"Droga BiziBi,
Właśnie otrzymałem maila od jednego z naszych klientów, który poinformował, że dzisiaj ok. 9 rano recepcjonistka nie chciała wypuścić jego żony z budynku i z premedytacją zablokowała drzwi. Czy możesz to niezwłocznie wyjaśnić?

Z poważaniem,
Piekielny"


Żeby nie było - wyjaśniłam ;)

praca na recepcji

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (258)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…