Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71231

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałam w hurtowni warzywno-owocowej, ale w sprzedaży mieliśmy szeroko pojętą spożywkę, w tym napoje. Wiadomo jak to w hurtowni, nie kupuje się po jednej sztuce, tylko całe opakowania.

W okresie zimowym, palety z wodą stały na końcu hali, a napoje gazowane typu oranżada, cola itp, na początku. Jednak na lato, zmieniła się organizacja palet, woda była po prostu bardziej pożądana, niektórzy klienci brali całe palety, a wiadomo, łatwiej podjechać wózkiem na początek, niż targać ponad 500 szt wody ręcznie. Wszystkim to pasowało, kto miał potrzebę szedł na koniec po napój kolorowy, nikomu nie przeszkadzało że trzeba przenieść towar ręcznie. A nawet jak klient poprosił, pomagaliśmy nosić.

Jednak, jak to wszędzie bywa, musiała trafić się roszczeniowa baba.
Póki "kolorowanki" stały na początku, było ok. Awantury zaczęły się kiedy trzeba było sobie to przynieść.
Zazwyczaj przyjeżdżała, kiedy chłopaki jeszcze byli na zmianie. Jacek, chętnie jej nosił, bo to uczynny chłopak. Jednak raz przyjechała, kiedy na zmianie zostałyśmy w żeńskim gronie. Nieszczęśliwie się złożyło, że akurat mieliśmy dostawę ziemniaków (ok 3 tony trzeba było zwieźć na chłodnię), klientów trochę się zaczęło kręcić, mały kociołek. I ONA. Stoi przed tymi paletami, prycha, smarka, nie wiadomo co. Nie, nie wyraża werbalnie swoich oczekiwań, tylko stoi tak, parska i prycha i ciska gromy z oczu w moją stronę. W końcu, widząc że jej starania nie przynoszą oczekiwanego skutku, rusza na koniec alejki, wraca ze zgrzewką napoju i zaczyna się krzyk:

[B]aba: Kto to wywiózł tak daleko, ja muszę to dźwigać, pani mi ma to przynieść, bo mnie plecy bolą, w ogóle kto wpadł na taki pomysł żeby to tam zawozić, jak tu na początku było lepiej.
[J]a: Proszę pani, żaden klient się nie skarżył, tych napoi sprzedajemy max 3 zgrzewki dziennie, a wody potrafią iść 3 palety, więc logiczne, że woda będzie na wierzchu. Poza tym, ja w umowie mam wpisane z-ca kierownika a nie tragarz.
[B]: Musi mi pani to przynieść, mnie plecy bolą!
[J]: A ja jestem w 3 miesiącu ciąży i lekarz zabronił mi dźwigać.
Po tej sytuacji, pani już nie widziałam.
Takich roszczeniowych dupków było znacznie więcej.

Pani nr 2, widząc że naliczam rabat klientowi (rabaty były naliczane za zakupy od kwoty 300 zł, ten pan kupował towaru za prawie 2 tys), podniosła alarm, że ona też żąda rabatu, bo ona stałą klientką jest. Guzik prawda, przyjeżdżała do nas, bo kiedy w sklepach ogórki były po 7 zł/kg, u nas były po 3 zł, robiła taniej drobne zakupy, a mogła kupować bo prowadzi jakiś kiosk i była wpisana w bazę klientów. Popatrzyłam na tą puszkę kukurydzy, cukinię i coś tam jeszcze, które trzymała w ręce, po czym zaczęłam spokojnie tłumaczyć dlaczego rabatu nie dostanie. Zagroziła telefonem do kierownika, ba, samego szefa! A proszę bardzo, numer do centrali jest na drzwiach.

Przed rozpoczęciem liczenia zakupów, zawsze pytamy czy klient chce fakturę czy paragon, tu zdecydowanie klienta było bardzo ważne, ponieważ zrobić fakturę z paragonu i na odwrót, było skomplikowane i wymagało dzwonienia do siedziby głównej.

Klient kiedy zobaczył, że po zakończeniu transakcji podaję mu paragon, zaczyna się na mnie drzeć, że on chciał fakturę. No żesz jasna anielka. Mówię, że pytałam dwa razy i dwa razy pan powiedział paragon. Nie, on chce fakturę i koniec. Wściekła idę do regionalnej, która akurat u nas stacjonowała. Tamta zachwycona nie była, ale co zrobić. Trzeba było wszystko jeszcze raz kasować, pisać korekty, zabawa z papierkami.

Grzebaczy, macaczy pomidorów i ludzi, którzy mają gdzieś to że właśnie skończyłeś coś układać więc można to rozgrzebać, nie zliczę. Mimo wszystko, praca fajna, a klienci w 98% byli przesympatyczni. Wiadomo, wszędzie muszą trafić się wyjątki.

klienci

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (220)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…