Chyba na dobre straciłam znajomą. A było to tak:
Spotkałyśmy się dzisiaj przypadkiem. Nie widziałyśmy się długo, bo 12 lat, dlatego uznałyśmy, że warto skoczyć na kawę, żeby trochę poplotkować. Z plotkowania za wiele nie wyszło, bo znajoma zajęta była bardziej swoim telefonem niż rozmową. Nie wiem co to za model, nie znam się, ale z jej słów wywnioskowałam, że jakiś nowy cud techniki - pilot do telewizora czy inny symulator lotów w kosmos, co to sprząta, prasuje, robi kawę, a przy odrobinie szczęścia można nawet z tego zadzwonić.
Posiedziałyśmy, pogadałam sama ze sobą i w końcu uznałam, że czas się zbierać. Jak się okazało, mieszkamy niedaleko siebie, to i poszłyśmy razem. Co ważne - znajoma cały czas nie odrywała wzroku od telefonu. Nawet wtedy, gdy doszłyśmy do przejścia dla pieszych. I zamiast się rozejrzeć, wlazła prosto pod samochód. Trochę refleksu mi na szczęście zostało, więc bez namysłu złapałam ją za kaptur i pociągnęłam. Znajoma upadła na tyłek, ale wydawało mi się, że nic jej nie jest i jak się ogarnie, to pójdziemy dalej.
Otóż nie.
Razem z nią na ziemię upadł telefon i, niestety, po upadku nie chciał się włączyć. Znajoma obsobaczyła mnie, bo celowo popsułam jej własność, a wszystko z zazdrości, że jej się powodzi, a mnie nie. I w ogóle jestem brzydka i głupia, bo nie rozumiem, że taki telefon jest jak dziecko (?), trzeba o niego dbać i się troszczyć (??), a ja nie mam odrobiny szacunku i dlatego przez całe życie będę sama. Teraz mam definitywnie zniknąć z jej życia, bo ona nie uznaje takiego plebsu jak ja.
No nie powiem, przykro mi się zrobiło, ale cóż... przeprosiłam za telefon (no nie chciałam przecież...), pokiwałam głową i obiecałam, że się do niej więcej nie odezwę. A ona? Próbując włączyć telefon weszła na przejście. Prosto pod kolejny samochód.
Spotkałyśmy się dzisiaj przypadkiem. Nie widziałyśmy się długo, bo 12 lat, dlatego uznałyśmy, że warto skoczyć na kawę, żeby trochę poplotkować. Z plotkowania za wiele nie wyszło, bo znajoma zajęta była bardziej swoim telefonem niż rozmową. Nie wiem co to za model, nie znam się, ale z jej słów wywnioskowałam, że jakiś nowy cud techniki - pilot do telewizora czy inny symulator lotów w kosmos, co to sprząta, prasuje, robi kawę, a przy odrobinie szczęścia można nawet z tego zadzwonić.
Posiedziałyśmy, pogadałam sama ze sobą i w końcu uznałam, że czas się zbierać. Jak się okazało, mieszkamy niedaleko siebie, to i poszłyśmy razem. Co ważne - znajoma cały czas nie odrywała wzroku od telefonu. Nawet wtedy, gdy doszłyśmy do przejścia dla pieszych. I zamiast się rozejrzeć, wlazła prosto pod samochód. Trochę refleksu mi na szczęście zostało, więc bez namysłu złapałam ją za kaptur i pociągnęłam. Znajoma upadła na tyłek, ale wydawało mi się, że nic jej nie jest i jak się ogarnie, to pójdziemy dalej.
Otóż nie.
Razem z nią na ziemię upadł telefon i, niestety, po upadku nie chciał się włączyć. Znajoma obsobaczyła mnie, bo celowo popsułam jej własność, a wszystko z zazdrości, że jej się powodzi, a mnie nie. I w ogóle jestem brzydka i głupia, bo nie rozumiem, że taki telefon jest jak dziecko (?), trzeba o niego dbać i się troszczyć (??), a ja nie mam odrobiny szacunku i dlatego przez całe życie będę sama. Teraz mam definitywnie zniknąć z jej życia, bo ona nie uznaje takiego plebsu jak ja.
No nie powiem, przykro mi się zrobiło, ale cóż... przeprosiłam za telefon (no nie chciałam przecież...), pokiwałam głową i obiecałam, że się do niej więcej nie odezwę. A ona? Próbując włączyć telefon weszła na przejście. Prosto pod kolejny samochód.
Ocena:
374
(414)
Komentarze