zarchiwizowany
Skomentuj
(52)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
O panach "dżentelmenach".
Będzie krótko, szczegóły nie są istnotne.
Wiadomo, że najczęściej, aby dojść do windy, trzeba przebyć kilka stopni na parter. Niby nic, ale dla osoby z ciężkim wózkiem z dzieciakiem w środku może to być problem.
Dlatego wpadłam na pomysł - przed schodami "rozbrajam" wózek, bo tak łatwiej go wnieść (aczkolwiek wciąż ciężko).
I tak, wczoraj: pod windę wnoszę reklamówkę z ciężkimi zakupami. Następnie taszczę gondolkę z maluchem. Na końcu - ciężki stelaż od wózka.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że moim poczynaniom przyglądało się DWÓCH rosłych, silnych facetów, czekających na windę. Głowy chodziły im w tę i we wtę, kiedy ja kursowałam z góry na dół.
Winda przyjeżdża. Panowie już na mnie nie patrzą. Oboje myk-myk, do środka, nie zaszczyciwszy mnie ani jednym spojrzeniem. Panowie jadą w górę, a ja czekam na następny kurs.
Ktoś może powiedzieć, że korona mi z głowy nie spadła i pominnam być na to przygotowana, wychodząc z dzieckiem na spacer, bo nie zawsze w poliżu będzie ktoś, aby mi pomóc. Ale, ludzie... Gdybym ja, kobieta, była na ich miejscu, bez wahania bym pomogła.
I nie, panowie nie mieli żadnego obowiązku mi pomagać. Ale wstarczy troszkę życzliwości...
EDIT: Po przeczytaniu komentarzy pragnę sprostować jedną rzecz: nie jestem "księżniczką", która tylko czeka na pomoc, a jak jej nie otrzyma, obwinia cały świat. Pomimo dużej wagi wózka daję sobie z nim radę, inaczej nie wychodziłabym z domu. Nie żądałam pomocy i czytania w myślach. Po prostu zastanowił mnie brak reakcji z ich strony i bezczynne przyglądanie się kobiecie wnoszącej ciężary. Tyle.
Będzie krótko, szczegóły nie są istnotne.
Wiadomo, że najczęściej, aby dojść do windy, trzeba przebyć kilka stopni na parter. Niby nic, ale dla osoby z ciężkim wózkiem z dzieciakiem w środku może to być problem.
Dlatego wpadłam na pomysł - przed schodami "rozbrajam" wózek, bo tak łatwiej go wnieść (aczkolwiek wciąż ciężko).
I tak, wczoraj: pod windę wnoszę reklamówkę z ciężkimi zakupami. Następnie taszczę gondolkę z maluchem. Na końcu - ciężki stelaż od wózka.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że moim poczynaniom przyglądało się DWÓCH rosłych, silnych facetów, czekających na windę. Głowy chodziły im w tę i we wtę, kiedy ja kursowałam z góry na dół.
Winda przyjeżdża. Panowie już na mnie nie patrzą. Oboje myk-myk, do środka, nie zaszczyciwszy mnie ani jednym spojrzeniem. Panowie jadą w górę, a ja czekam na następny kurs.
Ktoś może powiedzieć, że korona mi z głowy nie spadła i pominnam być na to przygotowana, wychodząc z dzieckiem na spacer, bo nie zawsze w poliżu będzie ktoś, aby mi pomóc. Ale, ludzie... Gdybym ja, kobieta, była na ich miejscu, bez wahania bym pomogła.
I nie, panowie nie mieli żadnego obowiązku mi pomagać. Ale wstarczy troszkę życzliwości...
EDIT: Po przeczytaniu komentarzy pragnę sprostować jedną rzecz: nie jestem "księżniczką", która tylko czeka na pomoc, a jak jej nie otrzyma, obwinia cały świat. Pomimo dużej wagi wózka daję sobie z nim radę, inaczej nie wychodziłabym z domu. Nie żądałam pomocy i czytania w myślach. Po prostu zastanowił mnie brak reakcji z ich strony i bezczynne przyglądanie się kobiecie wnoszącej ciężary. Tyle.
Ocena:
102
(240)
Komentarze