Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71532

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moj tato zmarł 20 lat temu, na nasze i jego nieszczęście dopadł go rak. Glejak umiejscowiony w płacie skroniowym.

Operacja nie gwarantowała, że wszystko zostanie wycięte (ciężko dostępny, wielkości kurzego jaja), jednak na coraz gorszy wzrok, bóle głowy, niekontrolowane ruchy itp. była wręcz nakazana przez doktora prowadzącego.

Ojciec po wielu kłótniach z mamą zgodę podpisał, dwa miesiące później zmarł.

Podczas pierwszej operacji doszło do niedotlenienia mózgu, tata przestał widzieć, mówić, rozpoznawać, chodzić. Wszyscy musieliśmy pomagać w podstawowych czynnościach, ja jako dzieciak miałam pozwolenie tylko go karmić, aczkolwiek miło to wspominam, bo byłam jedną z niewielu osób, do których mówił po imieniu.

Mama przez dwa miesiące jeździła na oddział, żeby go kąpać i karmić. Tata miał dalej niekontrolowany ruch prawą ręką, którą miał przywiązaną do ściany. Pielęgniarki miały go totalnie w rzyci, obiady podawały i kazały jeść (człowiekowi, który nie potrafi chodzić, nie widzi, prawdopodobnie wielu rzeczy nie rozumie). Kiedy mama nie jechała na oddział, bo nie mogła, albo jechała rano, oglądała tatę zasikanego, bez pampersa, albo z totalnie zafajdanym. Do czasu drugiej operacji.

Drugie niedotlenienie mózgu, krwotok wewnętrzny. Niestety, tata po operacji trafił na intensywną terapię, ostatni raz widzę go w listopadową sobotę - godzina 22:10, telefon, "przykro mi, pani mąż zmarł". Mama kupiła kwiaty dla pielęgniarki, która całe serce włożyła w to, żebyśmy mogli go ostatni raz zobaczyć (nie chcieli wpuścić mamy z całą gromadą dzieci). Pani się ogólnie popłakała bo wiedziała, że osierocił dzieci, w tym najmłodsze, 7-letnie.

Teraz tylko sobie myślę, i serce mi ściska, jak można obedrzeć człowieka kompletnie z godności, wiedząc, że sam sobie nie poradzi. O obiadach mama by się nie dowiedziała, ale pan z tego samego oddziału powiedział, ze tatę karmi, bo mu go szkoda, bo widział, że ma małe dzieci i że tak po prostu, z dobrego serca, bo one wszystkie tak traktują tych, którzy się nie poskarżą.

Kim trzeba być? Jakim człowiekiem, jak bardzo okrutnym, żeby bezbronną istotę zostawić samej sobie?


A czemu o tym piszę? Bo nie chciałam wierzyć koleżance, która poszła do sądu, bo jej mama przebywająca w szpitalu ma pełno siniaków, i jeżeli koleżanka do niej wieczorem nie pojedzie, to jej nie umyją - wówczas mama mi powiedziała, że jest jej przykro, że od 20 lat wciąż jest tam tak samo i że kolejna Bogu ducha winna osoba na tym cierpi. Po dwudziestu latach dowiedziałam się, jaką paskudną ostatnią drogę miał mój tata, a najgorsze jest to, że nadal ma to miejsce.

Chyba nawet dobrze, że nie wiedziałam, bo serce mi ściska na samą myśl.


PS. Mama nie chodziła po sądach, bo były inne czasy, a druga sprawa, że nie było nas na to stać. Wolała nam o tym nie mówić, bo wiedziała, że nastolatkowie (moje rodzeństwo) przyjmą to ciężko i tak jakoś już to zostało schowane.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 348 (376)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…