Sytuacja sprzed około roku, ciucholand.
Weszłam, zachęcona informacją "wszystko po 5 zł". I niech to, myślę, wezmą mnie za tępą blondynkę, ale nauczona doświadczeniem wolę się upewnić.
- Przepraszam - pytam ekspedientkę. - Rozumiem, że każda sztuka kosztuje 5 zł?
- Każda.
- Z całego sklepu?
- Z całego.
Zadowolona, rozpoczynam grzebanie, przebieranie, poszukiwanie... w końcu, z pięcioma ciuszkami, ląduję przy kasie.
- 5 plus 5... - mruczy pod nosem sprzedawczyni. - No, ale ta sukienka jest ze środkowego wieszaka, więc cena z metki. I ta kurteczka też.
- Ale jak to? Przecież pytałam...
- Cena 5 złotych nie obejmuje tych dwóch środkowych wieszaków.
- No, ale mówiła pani...
- Kupuje pani czy nie?
Trudno, zrezygnowałam z zakupów droższych rzeczy, wzięłam tylko te tańsze.
Zdaję sobie sprawę, że na moje "ale ja pytałam" cena nagle się nie zmieni. Ale skoro ktoś już pyta, i chce się upewnić, to oczekuje rzetelnej informacji?
W trakcie kasowania podchodzi klientka, która dopiero co weszła do sklepu.
- Przepraszam, czy te 5 złotych to na wszystko?
- Tak.
Po zapłaceniu uświadomiłam kobietę o istnieniu takiej strefy jak "środkowe wieszaki". Gdyby wzrok sprzedawczyni mógł zabijać...
I do dziś zastanawiam się, po co wprowadzać klienta w błąd? Czy sprzedawczyni naprawdę liczyła na to, że nie zauważę, iż zamiast 25 złotych zapłacę 85?
(Ktoś może powiedzieć, że lepsze rzeczy więcej kosztują. Ale z second-handami tak właśnie jest - przy odrobinie szczęścia można upolować coś fajnego nawet za kilka złotych. Myślałam, że to właśnie taka okazja).
Weszłam, zachęcona informacją "wszystko po 5 zł". I niech to, myślę, wezmą mnie za tępą blondynkę, ale nauczona doświadczeniem wolę się upewnić.
- Przepraszam - pytam ekspedientkę. - Rozumiem, że każda sztuka kosztuje 5 zł?
- Każda.
- Z całego sklepu?
- Z całego.
Zadowolona, rozpoczynam grzebanie, przebieranie, poszukiwanie... w końcu, z pięcioma ciuszkami, ląduję przy kasie.
- 5 plus 5... - mruczy pod nosem sprzedawczyni. - No, ale ta sukienka jest ze środkowego wieszaka, więc cena z metki. I ta kurteczka też.
- Ale jak to? Przecież pytałam...
- Cena 5 złotych nie obejmuje tych dwóch środkowych wieszaków.
- No, ale mówiła pani...
- Kupuje pani czy nie?
Trudno, zrezygnowałam z zakupów droższych rzeczy, wzięłam tylko te tańsze.
Zdaję sobie sprawę, że na moje "ale ja pytałam" cena nagle się nie zmieni. Ale skoro ktoś już pyta, i chce się upewnić, to oczekuje rzetelnej informacji?
W trakcie kasowania podchodzi klientka, która dopiero co weszła do sklepu.
- Przepraszam, czy te 5 złotych to na wszystko?
- Tak.
Po zapłaceniu uświadomiłam kobietę o istnieniu takiej strefy jak "środkowe wieszaki". Gdyby wzrok sprzedawczyni mógł zabijać...
I do dziś zastanawiam się, po co wprowadzać klienta w błąd? Czy sprzedawczyni naprawdę liczyła na to, że nie zauważę, iż zamiast 25 złotych zapłacę 85?
(Ktoś może powiedzieć, że lepsze rzeczy więcej kosztują. Ale z second-handami tak właśnie jest - przy odrobinie szczęścia można upolować coś fajnego nawet za kilka złotych. Myślałam, że to właśnie taka okazja).
second-hand shop
Ocena:
387
(399)
Komentarze