Mam koleżankę, która ma cukrzycę.
Ostatnio zdarzyło się, że w domu bardzo źle się poczuła, cukier spadł, nic nie pomaga. Zadzwoniła na pogotowie. Przyjechali dosyć sprawnie, pomogli, powiedzieli, że przez tydzień ma leżeć w domu, a na sam koniec dali kartkę z zaleceniami, leczeniem i potwierdzeniem, że pogotowie przyjechało.
Po tym, jak koleżanka już mogła przyjść na zajęcia, podeszła do jednej pani profesor, podając powód nieobecności. Na zajęciach była i będzie czytana lista i obecność liczy się do oceny, więc po co miała sobie ją obniżać, skoro ma zwolnienie? Pokazała kartkę, podała powód, jak by pani się nie chciało czytać. Co ona na to? "Mnie nie obchodzi z jakiego powodu była pani nieobecna, ma pani być na zajęciach, nie przyjmuję zwolnień".
Więc jeżeli mdlejemy, rzygamy dalej niż widzimy czy mamy obciętą nogę, mamy zjawić się na zajęciach, inaczej nie zdamy.
Ostatnio zdarzyło się, że w domu bardzo źle się poczuła, cukier spadł, nic nie pomaga. Zadzwoniła na pogotowie. Przyjechali dosyć sprawnie, pomogli, powiedzieli, że przez tydzień ma leżeć w domu, a na sam koniec dali kartkę z zaleceniami, leczeniem i potwierdzeniem, że pogotowie przyjechało.
Po tym, jak koleżanka już mogła przyjść na zajęcia, podeszła do jednej pani profesor, podając powód nieobecności. Na zajęciach była i będzie czytana lista i obecność liczy się do oceny, więc po co miała sobie ją obniżać, skoro ma zwolnienie? Pokazała kartkę, podała powód, jak by pani się nie chciało czytać. Co ona na to? "Mnie nie obchodzi z jakiego powodu była pani nieobecna, ma pani być na zajęciach, nie przyjmuję zwolnień".
Więc jeżeli mdlejemy, rzygamy dalej niż widzimy czy mamy obciętą nogę, mamy zjawić się na zajęciach, inaczej nie zdamy.
studia
Ocena:
297
(349)
Komentarze