Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#71785

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Osiem lat temu w ciąży bliźniaczej będąc trafiłam na oddział patologii ciąży (swoja drogą nazwa piekielna). Jednemu z chłopców co jakiś czas zanikało tętno + gestoza popularnie zwana zatruciem ciążowym z mojej strony.

Lekarz prowadzący przewidział dwie opcje: natychmiast kończymy ciążę (31 tydzień) albo obserwujemy i czekamy. Gdyby tylko coś nie tak to ciachamy, ciachamy, ciachamy.
Ostatecznie stanęło na tym, że czekamy. I tak czekaliśmy m-c, w trakcie którego poza codziennym KTG i jednym (!) USG żadnych badań nie doświadczyłam. W tym czasie poza standardowym „spuchnięciem” w wyniku zatrucia ciążowego doświadczyłam jeszcze drgawek.

W końcu chłopaki doszli do wniosku, że już nudzi im się razem i podjęli decyzję: matka, trzymaj się wychodzimy.
Logicznie rzecz biorąc: poród bliźniaczy, wcześniaki, jedno z dzieci z zanikającym tętnem, matka z rzucawką - CC jak nic. A skąd, wskazań nie ma, najmniejszych! Chłopcy urodzili się siłami natury 12 godzin później – sini. Ja straciłam ponad 1,5 litra krwi.
Finalnie wszystko skończyło się dobrze, po trzech dniach wyszliśmy ze szpitala.

Nam się udało, zastanawiam się jak niewiele brakowało żeby podzielić los Państwa Bonków. Teraz wiem, że lekarze czekali po prostu na kopertę...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 263 (327)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…