Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#71800

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo, uczciwie informuję.

Jakiś czas temu natknęłam się przypadkiem na dawną znajomą z czasów podstawówki i gimnazjum, nazwijmy ją Martą. Kiedyś byłyśmy kimś w rodzaju przyjaciółek, choć to bardziej ja byłam jej przyjaciółką, a ona moją koleżanką, bo niestety słabo angażowała się w znajomość. Pamiętam że często nie mogłam na nią liczyć, że nie kojarzyła ważnych faktów dotyczących mojego życia i w ogóle mało o mnie wiedziała. Była trochę dziwaczna, ale dawała się lubić. Jak poszłyśmy do różnych liceów to kontakt powoli słabł, a potem urwał się całkowicie i nawet nie było mi szczególnie przykro z tego powodu. Dlatego zdziwiłam się, gdy po przypadkowym spotkaniu Marta w zasadzie z dnia na dzień postanowiła odnowić znajomość.

Zaczęło się od zapraszania mnie na różnego rodzaju spotkania i wydarzenia. Najpierw rzadko, potem coraz częściej. Kilka razy zdarzyło mi się pójść, ale spędzałam czas bez większego zainteresowania, więc zaczęłam odmawiać. Mówiłam szczerze, że koncert poezji śpiewanej nie jest dla mnie, podobnie jak kino niezależne czy spotkanie z jakimś azjatyckim filozofem. Delikatnie dałam Marcie do zrozumienia, że mogę się z nią spotkać raz na jakiś czas, ale nie kilka razy w tygodniu. Wydawało się, że zrozumiała, choć na krótko.

Pamiętam jak którego razu dostałam smsa z zaproszeniem na wyjazd pod namiot. Dokładnie w nocy z czwartku na piątek spytała się czy nie pojechałabym z nią, Gośką, Piotrkiem i jakimś Skibą na Mazury. Znacie te osoby? Ja też nie. Ale co tam, mogę sobie jechać z obcymi ludźmi nie wiadomo gdzie na całe dwa dni i zaszaleć! Po jakimś czasie dowiedziałam się, że tym obcym ludziom zwolniło się miejsce w aucie i żeby zapłacić mniej za benzynę szukali kogoś na doczepkę…

Innym razem Marta na siłę próbowała namówić mnie, żebym nie proszona przyszła na urodziny naszej wspólnej znajomej. Podczas trwania imprezy dzwoniła i zachęcała do zabawy informując, że o prezent nie muszę się martwić (uda, że to co solenizantka dostała było też ode mnie), że wrócimy razem taksówką, że zawsze to lepiej gdzieś wyjść do ludzi niż się nudzić samemu w domu. I tak pisała do mnie smsy i pisała zapominając o tym, że kilka dni wcześniej informowałam ją, że w weekend mam wesele w rodzinie.

W ogóle dosyć często zdarzyły się sytuacje, gdy informowałam o czymś Martę, a ona o tym zapominała.
Wysyłała mi maile z informacją o koncercie wokalistów, których muzyki nie znoszę (o czym nieraz ją informowałam). Albo w poniedziałek mówiłam, że pracuję cały tydzień na drugą zmianę, a w środę Marta pytała się, czy spotkamy się popołudniu… Zdarzało się jej też pisać do mnie w nocy smsy o wszystkim i o niczym, a potem dopytywać się czemu nie odpisywałam… Kilka razy pytała też co się dzieje z moim telefonem stacjonarnym, bo ktoś ciągle mówi, że żadna LenaMalena tu nie mieszka, a ja od dobrych kilku lat nie mam już stacjonarnego! Musiała wygrzebać jakiś zakurzony numer i męczyć obcych ludzi.

Namolność Marty zaczęła dokuczać mi tak bardzo, że postanowiłam konkretnie powiedzieć jej co o tym myślę. I tak jak wcześniej - miałam spokój, ale tylko na jakiś czas. Gdy na nowo zaczęła mnie zamęczać zaproszeniami na dziwaczne spotkania zaczęłam się zastanawiać czy nie ma czegoś z głową, albo czy nie należy do jakiejś sekty do której chce mnie wciągnąć, albo czy się przypadkiem we mnie nie zakochała (taki pomysł podsunął mi kolega). Postanowiłam to przeczekać i zaczęłam całkowicie ignorować jakiekolwiek informacje od niej, a było ich sporo. Pisała smsy, maile, dzwoniła, a jak nie odbierałam to potrafiła się głupio dopytywać smsem czemu nie odbieram od niej telefonów! Raz zdenerwowała mnie tak mocno, że napisałam do niej krótkiego i dość chamskiego maila. Jak emocje opadły to stwierdziłam, że chyba byłam za ostra, ale okazało się, że nie, bo Marta i tak nie z bardzo przejęła się tym co napisałam…

Gdy Marta nie mogła się ze mną skontaktować bezpośrednio, postanowiła … nachodzić mnie w domu*. Wpadała, bo chciała pogadać, a nie odbieram od niej telefonu… Nie wiem ile razy do mnie przychodziła, ale kilka razy dostałam smsa, że była u mnie pod drzwiami i nie otwieram (bo k..wa nie ma mnie w domu!). Uprzedziłam domowników, żeby w żadnym wypadku nie mówili Marcie gdzie poszłam (gotowa do mnie przyjść), a jak byłam w domu to też prosiłam mówić, że mnie nie ma. Raz zdarzyło się, że zadzwonił domofon, odbieram, a tam jak z czasów podstawówki: „Dzień dobry, mówi Marta, czy zastałam LenęMalenę?”. A po potwierdzeniu: „Wyjdziemy gdzieś się przejść?”. Już miałam powiedzieć, że mama mi nie pozwala… Raz rozmawiała przez domofon z moją siostrą, ale była przekonana, że to ja i miała pretensję, że udaję siostrę… (mamy podobne głosy).

W końcu wydawało się, że moja taktyka ignorowania zadziałała i miałam spokój na kilka długich tygodni. Sporadycznie dostawałam smsy z pytaniem co u mnie słychać. Aż tu nagle któregoś razu, gdy byłam już w łóżku, około 22-23 godziny dzwoni domofon. Byłam trochę wystraszona, że może komuś coś się przydarzyło, że to policja, ale niepotrzebnie. To Marta przyszła złożyć mi życzenia urodzinowe!!!** Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.

Po tym wydarzeniu w zasadzie przez całą noc nie mogłam się uspokoić. Miałam wrażenie, że Marta to jakaś wariatka i że chyba jedynym sposobem jest zgłoszenie sprawy na policję. Z drugiej strony wiedziałam, że wśród naszych wspólnych znajomych miała co prawda opinię dziwaczki, ale zachowywała się w granicach normy.

Następnego dnia rano, jeszcze nabuzowana, poszłam do Marty. Powiedziałam jej krótko, że nie chcę utrzymywać z nią żadnych kontaktów i żeby wreszcie się ode mnie odczepiła. W takcie rozmowy dowiedziałam się co nią kierowało. Otóż okazało się (nie wiem na jakiej podstawie), że Marta ubzdurała sobie, że jestem samotna, że nie mam znajomych, chłopaka (to akurat była prawda), że ciągle siedzę w domu i że ona czuje się w obowiązku mi pomóc, bo w końcu jest moją przyjaciółką! Przyjaciółką, która w zasadzie nic o mnie nie wiedziała, z którą nie rozmawiałam przez kilka lat!, choć mieszkałyśmy stosunkowo blisko siebie.

Nie sądziłam, że wszystko tak się potoczy, nawet teraz jak o tym myślę, to wydaje mi się to nieprawdopodobne. Obecnie mam spokój od kilku miesięcy, ale postanowiłam sobie, że jak wszystko zacznie się od nowa to pójdę na policję. Trochę to głupie napuszczać policję na koleżankę, która uważa się za moją przyjaciółkę, ale chyba nie będę miała wyboru.

*Zdziwiłam się, że pamiętała mój numer mieszkania, bo w czasach szkolnych zawsze miała problem z zapamiętam w której klatce mieszkam i pod jakim numerem, ale kto ją tam wie czy wcześniej nie obdzwoniła moich sąsiadów.

** A w szkole nigdy nie potrafiła zapamiętać kiedy mam urodziny...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 24 (122)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…