Prowadzę działalność gospodarczą, sklepik z odzieżą. Przygotowuję się aktualnie do większej imprezy, na której sprzedawać odzież będę, w związku z czym - istne urwanie głowy, mnóstwo spraw do załatwienia, ogarnięcie ekspozycji, ubrań w odpowiedniej ilości. W związku z czym razem ze współpracownikami mamy czat, w którym ustalamy wszystkie szczegóły. Na takim też czacie kontaktuję się często z wykonawcami, np z krawcowymi.
Dzisiejszy dzień od rana mam zajęty. Biegam, załatwiam, tu urząd, tu szycie, etcetra. Z telefonem w ręku od ósmej, coby dogadać z resztą pewien detal, odbieram połączenie od kuriera. Normalna rozmowa, mam paczuszkę, dobrze, ja za dziesięć minut w domu, przyjeżdżaj pan, daj pan, załatwimy szybko. Dobrze, do zobaczenia.
Pech chciał, że w momencie gdy dzwonił drugi raz, prawdopodobnie by się upewnić, ja odebrać nie mogłem - korzystałem z telefonu, prawda, pochłonięty dyskusją na temat rzeczy, która jeszcze dziś powinna zostać załatwiona, a problem narasta z przyczyn trzecich. Dzwonek do drzwi, więc nadal pisząc podchodzę. Otwieram je, kończę zdanie w czacie, odkładam telefon na szafkę i już chcę chłopaka przeprosić za to, że nie odebrałem, kiedy dostałem +/- taką oto wiązankę:
- Co ty sobie wyobrażasz, jak ty mnie traktujesz? To ja zapie*dalam z twoim kartonem a ty mnie tak ku*wa ignorujesz? Co to ma ku*wa być? Ja mam się domyśleć czy ty akurat w domu jesteś czy nie?
- Po pierwsze, nie jesteśmy na ty. Po drugie...
- Jak mnie tak ku*wa traktujesz to się nie dziw, że ja cię tak traktuje, spie*dolino! Nara!
Rzucił paczkę (na całe szczęście w środku tylko reklamówki, choć była ciężka mimo wszystko i aż zatrzęsło klatką) i wyszedł. Nie podpisałem pokwitowania, nic.
Nie wiem, czy to ja byłem piekielny, bo nie odebrałem, czy pan kurier, któremu zawsze się spieszy. Siedzę z jednym, wielkim WTF na twarzy.
Dzisiejszy dzień od rana mam zajęty. Biegam, załatwiam, tu urząd, tu szycie, etcetra. Z telefonem w ręku od ósmej, coby dogadać z resztą pewien detal, odbieram połączenie od kuriera. Normalna rozmowa, mam paczuszkę, dobrze, ja za dziesięć minut w domu, przyjeżdżaj pan, daj pan, załatwimy szybko. Dobrze, do zobaczenia.
Pech chciał, że w momencie gdy dzwonił drugi raz, prawdopodobnie by się upewnić, ja odebrać nie mogłem - korzystałem z telefonu, prawda, pochłonięty dyskusją na temat rzeczy, która jeszcze dziś powinna zostać załatwiona, a problem narasta z przyczyn trzecich. Dzwonek do drzwi, więc nadal pisząc podchodzę. Otwieram je, kończę zdanie w czacie, odkładam telefon na szafkę i już chcę chłopaka przeprosić za to, że nie odebrałem, kiedy dostałem +/- taką oto wiązankę:
- Co ty sobie wyobrażasz, jak ty mnie traktujesz? To ja zapie*dalam z twoim kartonem a ty mnie tak ku*wa ignorujesz? Co to ma ku*wa być? Ja mam się domyśleć czy ty akurat w domu jesteś czy nie?
- Po pierwsze, nie jesteśmy na ty. Po drugie...
- Jak mnie tak ku*wa traktujesz to się nie dziw, że ja cię tak traktuje, spie*dolino! Nara!
Rzucił paczkę (na całe szczęście w środku tylko reklamówki, choć była ciężka mimo wszystko i aż zatrzęsło klatką) i wyszedł. Nie podpisałem pokwitowania, nic.
Nie wiem, czy to ja byłem piekielny, bo nie odebrałem, czy pan kurier, któremu zawsze się spieszy. Siedzę z jednym, wielkim WTF na twarzy.
Ocena:
264
(276)
Komentarze