Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72386

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio często pojawiają się historie odnośnie pracy w naszym kraju, więc, wyjątkowo, pójdę za stadem.

Mój mąż jest bardzo wysoko wykwalifikowanym pracownikiem fizycznym. Nie mówię tu o budowie, tylko o kimś, kto studiów nie ma, ale ukończone kursy, również na uprawnienia międzynarodowe oraz typ wykształcenia technicznego, które jest dość rzadkie. Taka banda wariatów zwykle się tym zajmuje, którzy zamiast krwi w żyłach, mają czystą adrenalinę.

Jest jeden typ uprawnień, który zrzesza elitę tego zawodu. Na całym świecie posiada je 75000 osób. Obwarowana jest wieloma restrykcjami i wymaga poważnego podejścia do zasad BHP. Aby to uprawnienie utrzymać, należy w ciągu 3 lat mieć wypracowane minimum 1000 godzin... (cholera, nie chciałam podawać dokładnego zawodu męża, ale wychodzi na to, że jednak muszę) alpinistycznych, wpisanych do logbooka. Inaczej - uprawnienia przepadają i trzeba je robić od początku. Mąż ma te uprawnienia od 2 miesięcy, alpinistą z uprawnieniami polskimi jest od 8 lat. W obecnej firmie pracuje od 3 lat. Ilość godzin alpinistycznych w ciągu ostatnich 2 miesięcy - 5. Reszta zleceń, jakie otrzymał to mycie okien z rusztowania. Rozmowy z szefem nic nie dają.

"BHP? Nie słyszałem", czyi podejście większości ludzi z jego firmy. Praca po 20 godzin na dobę, 4 godziny snu, 20 godzin pracy... Potrafią tak 2 tygodnie. I nie przyjdzie bucom do głów, że skoro za mało zarabiają, to przydałaby się podwyżka albo zwiększenie liczby godzin alpinistycznych (są 2x więcej płatne). Nie, oni za mało pracują, więc cisną jeszcze więcej. Doszło do tego, że jeden z pracowników zasnął za kierownicą, po pracy dzień-noc-dzień-noc. 48 godzin bez przerwy, a on ładuje się za kółko i wiezie ludzi z obiektu. Uratowały ich barierki. Mój mąż wtedy z nim nie jechał. Dowiedział się, ile czasu facet nie śpi i ....wrócił pociągiem

Mój mąż szanuje swoje życie i swoją rodzinę. W sznurki wchodzi tylko po przespanej nocy, a czas pracy stara się ustalić tak, żeby móc pobawić się z synem i porozmawiać z żoną. I z tego powodu nie ma szans na awans. Bo chłopaki tak pęknie pracują, a on nie. Wiem, mógłby tak, jak oni. Ale, ja sądzę, że 10 roboczogodzin dziennie to aż nadto. Dodajmy do tego 2 godziny dojazdu (po godzinie w 1 stronę) i robi się 12. A przecież wystarczyłoby, żeby reszta pracowników zaczęła szanować swoje życie i zdrowie, poszła po rozum do głowy i powiedziała "basta". Czas na zmianę firmy. A jeśli to nic nie da - z iratą przyjmą go z otwartymi ramionami wszystkie firmy alpinistyczne na zachód od nas. Tylko, mimo wszystko, trochę żal.

PS. Zapomniałam, że żyjemy w czasach korpo. Praca, jaką wykonuje mój mąż, charakteryzuje się jedną, ważną rzeczą. Jeśli zrobi coś źle - nie poprawi tego. Z tej prostej przyczyny, że będzie na OIOMie lub w trumnie. Źle założysz stanowisko - nie żyjesz, źle zawiążesz węzeł - nie żyjesz, źle wepniesz urządzenie zjazdowe lub asekuracyjne - nie żyjesz. Jeśli źle złożysz rusztowanie - masz szansę na OIOM. Takich błędów nie da się cofnąć.

PS 2. Nie sądziłam, że większą uwagę przywiążecie do określenia "elitarny", niż do braku szacunku do własnego zdrowia i wymagania od innych braku tego szacunku. Gratuluję podejścia. Jeśli uważać Was za przekrój społeczeństwa, to jednak przyjdzie nam spakować manatki.

praca

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 243 (313)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…