Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#72388

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mając 15 lat, kumplowałam się z córką koleżanki mojej mamy.
Anka zawsze była bardziej "łebska" ode mnie, więc wkręciła mnie do pracy. Praca polegała na weekendowych wyjazdach z tzw dmuchańcami (dmuchane zamki, zjeżdżalnie itp). Oprócz dmuchańców, firma miała w ofercie karuzele, autka elektryczne, no wszystko to, co można spotkać podczas Dnia Dziecka i innych okazji.
Jako że mój pierwszy wyjazd się udał, właściciele stwierdzili że się nadaje i mogę jeździć z nimi. Wyjazd do Paczkowa. Wyjeżdżaliśmy w piątek, rozkładaliśmy sprzęt i czekaliśmy na rozpoczęcie imprezy. Tego dnia, pierwszymi którzy przyjechali na miejsce byłyśmy ja, Anka, kierowca z "naszego" auta, oraz Szogun (opiekun tych elektrycznych autek) z kilkoma chłopakami. Nasz kierowca musiał wrócić na bazę po karuzelkę. A że my dziewczyny byłyśmy zbędne, Szogun stwierdził że możemy jechać z kierowcą, żeby nie zasnął za kółkiem. I to była jakaś iskra wrzucona w beczkę prochu. Wróciliśmy po kilku godzinach, reszta ekipa wraz z szefem na czele była już na miejscu. Jako że przywieźli "nasze" zjeżdżalnie, zabrałyśmy się do ich przygotowania (rozłożenie, umycie i podłączenie dmuchaw). Szef, nigdy nie należał do śmieszków, ale tego dnia miał wyjątkowo sceptyczny stosunek do mnie i do Anki. W jednej zjeżdżalni Anka znalazła gniazdo os, poszła do szefa, ten kazał jej spier_dalać. Cóż, jakoś wspólnie poradziliśmy z tym. Po rozłożeniu całego sprzętu, mieliśmy około godziny wolnego na umycie się, przebranie w czyste ciuchy i zjedzenie czegoś. Wszyscy się rozeszli do sklepów, chłopcy poszli nad zalew wskoczyć do wody. Kiedy ja i Anka jadłyśmy spóźnione śniadanie, podszedł do nas Szogun, oznajmiając że szef nas wzywa. Odpowiedziałyśmy że zaraz przyjdziemy. Ale nie, on JUŻ nas wzywa. Eh, idziemy, zobaczyć o co chodzi. A ten do nas z mordą i jakimiś wyimaginowanymi pretensjami. Między wierszami dało się wyłapać, iż ma pretensje o to, że pojechałyśmy z kierowcą po tą nieszczęsną karuzelę. Wróciłyśmy do swoich zjeżdżalni wściekłe, tym bardziej że to nie pierwszy jego taki wybuch bez uzasadnienia. Jako, że działała tam zasada, że jak nie chcesz tego dnia pracować, bo źle się czujesz czy coś, można wziąć wolne, ale dostawało się tylko połowę dniówki. Idziemy więc, skorzystać z tego wolnego. W odpowiedzi usłyszałyśmy soczyste wypierda_lać. Wypłacił nam połowę dniówki (około 35 zł na łebka), i zostawił same sobie. No to ciekawie, byłyśmy 180 km od domu, praktycznie bez kasy z perspektywą stopa jako podróż powrotna, bo nawet nie miałyśmy legitymacji, więc na bilety by nam nie starczyło. Poszłyśmy nad jezioro, podumać co dalej. Z telefonu skorzystać nie było jak, bo baterie postanowiły zdechnąć. Na szczęście, poratował nas kierowca z którym jechałyśmy. Wściekł się, bo przecież to nie do pomyślenia, żeby puścić dwie nieletnie dziewczyny, tyle drogi od domu. Poszedł do szefa, oznajmiając, że on nas nie zostawi, i wraca z nami do domu. Ten próbował go ubłagać żeby został, bo wieczorem miał jechać do Baranowa, jednak nasz zbawca pozostał nieugięty. Pieszo doszliśmy w okolice Nysy, tam na stacji benzynowej czekaliśmy kilka godzin na ojca naszego kierowcy.
Szefowa, mimo tego że wydawała się spoko babką, stanęła po stronie męża (w sumie się nie dziwię bo nie dość że furiat to tyran) i stwierdziła że w pracy się pracuje, a nie romansuje!
Śmieszne, my, 15 letnie gówniary, miałyśmy romansować z gościem po 30, który miał żonę i na tamten czas 6 letniego syna.
Oczywiście z "wyjazdowców" nikt nie był ubezpieczony. Szef biegiem rejestrował jednego gościa, dopiero wtedy jak na nos spadła mu belka od bungee i go złamała.
Ale co tam, hajs musi się zgadzać, a ludzie? Pff, co mnie ludzie obchodzą.

praca

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (36)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…