Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72405

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy czytałam historię #72391 NotableQ pomyślałam, że niewielu jest chyba takich wrednych sąsiadów. Życie jednak skorygowało mój optymizm.

Pisałam kiedyś o mojej sąsiadce - starszej pani posiadaczce dużego psa, która rzetelnie po nim sprząta - w odróżnieniu od chamskiego małżonka. Generalnie moja sąsiadka bardzo ładnie się trzyma, jest zawsze zadbana, a co najważniejsze życzliwa i sympatyczna.

Kocha zwierzęta, ma już drugiego psa "z odzysku", wyciągniętego z jakiś strasznych warunków - łańcuch, suchy chleb do jedzenia i brudna woda do picia.Pierwszy pies dożył sobie godnie swego żywota, a i drugi do najmłodszych już nie należy. I ta historia dotyczy właśnie jego.

W ostatnią sobotę, przed południem usłyszałam z dworu tak rozpaczliwy i pełen ból psi płacz, który trwał dłuższą chwilę (nie szczekanie, nie wycie,ale właśnie płacz), że podeszłam do okna, by sprawdzić , co się dzieje.
Zobaczyłam moją sąsiadkę, która kucała koło swojego dziwnie wygiętego i rozpaczającego psa. Po chwili odeszli dalej, a ja zastanawiałam się co się pieskowi stało.

Wieczorem spotkałam sąsiadkę na klatce schodowej. Oczywiście natychmiast spytałam o jej pupila, a ona bardzo przejęta ze łzami w oczach powiedziała, że biedakowi zrobiła się przepuklina (przetoka?) przez co bardzo cierpiał i nie mógł się załatwić.
Dodała tez, że piesek jest już u weterynarza, który po wzmocnieniu staruszka kroplówkami przeprowadzi stosowna operację. Życzyłam psiakowi dużo zdrowia i pożegnałam się z sąsiadką.

Dzisiaj spotkałam się z nią znowu. Powiedziała,że niedługo odbiera psa od lekarza. Dodała też, że miała bardzo nieprzyjemną sytuację. Otóż do jej domu także zastukały panie z TOZ, żeby sprawdzić czy rzeczywiście maltretuje swojego psa.

Kobietka tak się zdenerwowała, że nie byłą w stanie spokojnie wyjaśnić całej sytuacji, wykręciła więc drżącą ręka numer weterynarza, który "w prostych,żołnierskich słowach" wytłumaczył co i jak, z podkreśleniem kosztów, jakie pani Leokadia poniosła, by ratować niemłodego już zwierzaka, na którego inny by może machnął ręką. Panie przyjęły to do wiadomości i poszły sobie. Przedtem jednak, jedna z nich szepnęła mojej sąsiadce, kto na nią złożył donos.

Okazało się, że to jej wieloletnia koleżanka, mieszkająca w sąsiedniej klatce, także miłośniczka zwierząt, z która pani Lonia chodziła na wspólne spacery, i która była znakomicie rozeznana zarówno w charakterze pani Leokadii, warunkach życia psa jak i samej jego historii choroby!

A do TOZ zadzwoniła bezpośrednio po rozmowie z panią Leokadią po jej powrocie od weterynarza.

donos do TOZ/sąsiedzi/ chory pies

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 316 (336)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…