Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72699

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taka obserwacja.

Z mężem raz na jakiś czas chodzimy do teatru. Niespecjalnie często, bo to jednak droga przyjemność, raz do mniejszych, raz większych, ale jednak.

Zwykle wszyscy widzowie ubrani są odpowiednio do okazji - niekoniecznie wieczorowo, ale przynajmniej tzw. smart casual: marynarka lub kiecka/żakiet. Od czasu do czasu zdarzał się ktoś "prosto z ulicy", ale zazwyczaj tylko na luźniejszych przedstawieniach na małych scenach.

Tym bardziej uderzyło mnie to, co widziałam w Teatrze Narodowym.

Jeśli nie byliście: grają tam w większości klasykę w różnych aranżacjach, od Moliera po Czechowa, zwykle w bardzo dobrej reżyserii i ze świetną obsadą. Budynek wygląda co najmniej przytłaczająco: kolumnady, złoto, marmur. Widzowie bezwzględnie w marynarkach, sukienkach, żakietach. Wyjście do Narodowego to w sumie takie małe święto ;)

Na wieczornym spektaklu - pełna sala, na scenie m.in. Malajkat, Stenka czy Mikołajczak - pojawiła się grupa młodych ludzi, na oko wczesne liceum. Wszyscy jak na wypad do parku: w dżinsach, adidasach, w koszulkach różnych, arafatkach. Ba, chłopak obok mnie w dresie! Nie tylko ja zwróciłam na to uwagę, wielu z widzów przed spektaklem wyraźnie gapiło się na rozrzuconą w pierwszych rzędach grupkę, kilka osób komentowało. Dzieciarnia wyróżniała się, wybaczcie porównanie, jak żółty śnieg na tle białego. I nie, nie weszli prosto z ulicy - na ten spektakl bilety skończyły się miesiąc wcześniej, z wejściówek można by złapać może ze dwa miejsca siedzące.

Może uznacie, ze się czepiam. Jednak dla mnie to piekielne i smutne: gdy są ludzie, którzy nie potrafią uszanować niektórych okazji i że są rodzice, którzy im na to pozwalają.

Skomentuj (51) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 220 (398)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…