Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Witki mi opadły. I majtki. I w sumie już nie ma mi co opadać przy kolejnych takich zdarzeniach.

Tytułem wstępu się przedstawię: zwą mnie tatsu i pracuję w ochronie na terenie marketu średniej wielkości.

A teraz do rzeczy.
Od dłuższego czasu nie mamy szczęścia do współpracowników. My, czyli koleżanka i ja. Do dwóch bab, koordynator umyślił dorzucić dwóch facetów. Żeby chyba były zachowane parytety, bo innego wyjaśnienia nie znajduję.

1. Kolega o lekko rozbieganych oczach, nieco nieogarniający rzeczywistości. Zrzuciłyśmy to na karb tego, że z ochroną nie miał do tej pory nic wspólnego. Każdy ma prawo zacząć od zera i się nauczyć nowego zawodu. Jako odpowiedzialna za szkolenie i porządek na tzw. "linii kas" uczyłam nowego, jak należy się zachować względem klienta, jakie artykuły i kiedy trzeba liczyć i gdzie wyniki zapisywać, czy też jak zachować się w sytuacjach, kiedy mamy z monitoringu zgłoszoną kradzież i wystawionego do ujęcia złodzieja.

Wszystko pięknie, ładnie. Facet ma problemy z ogarnięciem, ale rozumiemy - początki są trudne.
Minął miesiąc. Minął drugi, a facet dalej nie ogarnia. Na domiar złego zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością coraz częściej.

Niedługo później wydało się, dlaczego ma takie problemy. Otóż kolega był amatorem ziół palonych, o pięciopalczastych liściach. Nie dość, że palił skręty w dostępnej dla pracowników palarni, całkiem jawnie, to jeszcze proponował kupno własnoręcznie wykonanych "dżojntów".
Informacja poszła, gdzie trzeba. Kolega już nie pracuje.

2. Młody cwaniaczek. Pracę zaczął od próby ustawiania nas pod swoje dyktando. Cóż, trochę się przeliczył, bo żadna z nas nie ma piętnastu lat i nie sika w majtki, kiedy usłyszy, że jakiś tam leszczu ćwiczył krav magę.

Cwaniaczek opowiadać więc zaczął niestworzone historie na temat swojego życia zawodowego. Otóż był w wojsku i na froncie (nie powiedział jakim), jeździł w konwojach (już w ochronie) i pracował w napadówce. Dla informacji dodam, że chłopaczek miał wtedy ledwo 22 lata.

Jak się później okazało, to ta ostatnia rzecz mogła być najbliżej prawdy, bowiem Cwaniaczek, gdy tylko miał samotną zmianę, krążył sobie po sklepie i przywłaszczał przeróżne przedmioty, które później próbował wcisnąć... pracownikom tego samego marketu. Obrazu dopełni fakt, że kradzieży wykonywał w miejscach, w których był idealnie widoczny w oku kamer. I zupełnie się tym nie przejmował.

Cwaniaczek po pokazaniu materiału dowodowego przestał pracować. Co z nim dalej się dzieje? Nie mam pojęcia.

3. Pan starszy [PS]. Straszna gaduła. Uwielbia ciągnąć tysiąc wątków na raz, splatając jeden z drugim. Potrafi tak godzinami, nawet jeśli słuchacz nie jest wdzięczny, a wręcz ma już serdecznie dość paplaniny, ale nie może się ewakuować w cichsze miejsce.

Zdarzenie miało miejsce na stołówce. Poszłam sobie naszykować wody na herbatę. Kubek z torebką rzeczonego ziela zostawiłam w pobliżu czajnika, na widoku. Włączyłam napełniony wodą czajnik i poszłam przy okazji do WC, żeby nie tracić czasu. Kiedy ponownie weszłam do stołówki, zobaczyłam, jak Pan Starszy nalewa sobie z czajnika wodę, która się właśnie przegotowała, potrącając raz po raz mój nieszczęsny, wciąż pusty kubeczek. Stanęłam sobie i patrzyłam, co dalej będzie. Nie byłam zła, bo przecież i mnie się zdarza podkraść komuś wodę. Zwykła rzecz. Człowiek się zamyśli i już - stało się. Pan Starszy, gdy mnie zobaczył, zapowietrzył się, zamarł w bezruchu, po czym wyjąkał:
PS - Ja.. Ja... przepraszam... mogę?
Ja (z uśmiechem) - No, jak pan musi...
Po czym podeszłam, wyjęłam z jego rąk pusty już czajnik (wody nalałam tyle, żeby starczyło na jeden kubek), bo widziałam, że jego herbata już się ładnie parzy i rzekłam:
Ja - Ja sobie nowej zagotuję.
I już wstawiam czajnik pod kran, a Pan Starszy, jak nie chluśnie wrzątkiem mi prawie po rękach, wylewając zawartość własnego kubka do zlewu.
Ja - Ależ nie musiał pan tego wylewać! - niemal krzyknęłam zaskoczona sytuacją.
PS - Och, zamilcz kobieto! Nawet herbaty napić się nie można - odburknął i poszedł do palarni, zostawiając mnie w totalnym osłupieniu.
Pan Starszy pracuje nadal, bo dobrze spisuje się na "linii". Za to ja omijam go szerokim łukiem, zgodnie z zaleceniem koordynatora.

Powyższe trzy postacie nie są fikcyjne i udało mi się z nimi pracować na krótkiej przestrzeni niepełnego roku.
Powiedzcie mi jedno: jak można być (odnoszę się do dwóch pierwszych współpracowników) takim ograniczonym osobnikiem, żeby takie rzeczy wyczyniać w miejscu pracy?

Perełek mam jeszcze sporo w zanadrzu, więc - jeśli zechcecie - mogę opisać ich więcej. ;)

ochrona marketu

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (258)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…