Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72836

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam dziś w pracy.
Podszedł klient z córką, rzucił parę gazet na ladę i mówi:
- loda.

I idzie w stronę lodów (mamy w ofercie lody na gałki, ale najpierw lody wbijamy na kasę, klient płaci i dopiero wtedy idę tam i te lody podaję. Szybciej i bezpieczniej.) Powiedziałam więc Panu, że najpierw zapraszam do kasy, proszę powiedzieć ile gałek a potem podam. Pan nie rozumiał o co mi chodzi. Tłumaczyłam, że wiele razy zdarzało się nam nałożyć lody wcześniej, później klientowi zabrakło gotówki lub nam drobnych i miałyśmy problem.

A w ogóle to informacja odnośnie podawania lodów jest wywieszona na lodówce. Pan w końcu zrozumiał, zapłacił a ja wydałam lody jego córce. Prawie już wyszli ze sklepu, gdy klient się cofnął i pyta oburzony:
- A łyżeczka?!
- Łyżeczka?
- No do loda może daj jej łyżeczkę?
- Nie mamy łyżeczek do lodów na gałki, proszę Pana.
- To jak ona ma to jeść niby?!

Yyyyyy. Chyba nawet na głos coś podobnego powiedziałam. Dziewczyna chciała dwie gałki loda. Wafelek zwyczajny, taki że te lody dało się od razu polizać, nic nowego. Co trudnego w ogarnięciu, jak to zjeść? Zatkało mnie i powiedziałam tylko:
- Emmm, polizać, a potem ugryźć wafelek i znowu polizać?
Wkurzył się jeszcze bardziej i z wielką agresją wydarł się:
- Ja pie*dole!

Odwrócił się na pięcie i wyszedł, coś jeszcze marudząc o idiotkach bez szkoły za kasą. A z tej złości zapomniał zakupów. Już nie mogłam się doczekać, aż wróci, ale niestety - wysłał córkę. Pewnie nie miał ochoty widzieć takiej idiotki bez szkoły, wkurzyłabym go znowu i co wtedy?

gastronomia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 328 (342)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…