Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#72877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W barze w którym pracowałam zorganizowano Sylwestra.
Piekielnych klientów (poza jednym), nie było, za to moja współpracowniczka popisała się zarówno przed klientami, jak i przede mną.

Ludzie weszli, dobrze się bawią. Powolutku zbliżamy się do końca. Impreza była zorganizowana w ten sposób, że w cenie wejścia było tylko 0,5 wódki, a jedzenie można było zamawiać. Klienci płacili dopiero przy wyjściu za złożone zamówienia. Stoję za barem, pucuję szkło. Obok moja szanowna współpracowniczka notuje coś w barowym kalendarzu. Podchodzi gość do baru i, informuje, że w WC skończyło się mydło. Odpowiedź wielkiej współpracowniczki?
- Tam jest Statoil - i wskazała palcem na stację znajdującą się na przeciwko, nie podnosząc wzroku na gościa. Facet spurpurowiał, ale udało obrócić mi się to w żart.

Kiedy wszyscy wyszli, trzeba było ogarnąć sajgon, jaki był na zapleczu. Pomijam to, że kucharz spił się w trupa, pozostawiając sprzątanie kuchni uczennicy, szczęście jego narzeczona przyszła nam pomóc. Szanowna współpracowniczka stwierdziła, że skoro policzyła utarg, to jej obowiązki się skończyły. Zajęła się rozmową przez telefon ze swoim misiem pysiem, pokazując mi wymownie na podłogę. Szlag mnie trafił. Nie to, że praktycznie sama musiałam ogarnąć dwie sale plus ogródek. Nie to, że ja pozmywałam wszystkie talerze. Szanowna nie zrobiła nic. Dosłownie nic. Cóż, powiedziałam jej "pieprz się", zabrałam swoje zabawki, przebrałam i skierowałam do wyjścia. Szanowna obruszyła się, że co ja robię.

Wtedy weszła szefowa i zapytała co się dzieje. Nakreśliłam sytuację, i zaznaczyłam, że nikt mnie nie poinformował, że koleżanka awansowała na stanowisko menedżera, który ściery się nie tyka. Szefowa, osoba spokojna, ale potrafi się wkurzyć. Po jej interwencji, koleżanka przeprosiła się z mopem, ogarnęła końcówkę roboty.

Akcji z jej udziałem było mnóstwo. Na przykład potrafiła odebrać telefon firmowy ze słowami "Dzień dobry, zakład pracy chronionej, słucham". Raz nacięła się jak szefowa dzwoniła. Dostała konkretny opiernicz. Albo mówiła, że bez niej ta knajpa by dawno upadła (więc ja się pytam jak ten bar funkcjonował przez 10 lat, zanim ona do niego przyszła). Wychodzenie z klientami baru, ba, znajomymi szefowej, i prowadzenie ich do akademika w którym mieszkała, przemilczę.

praca

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (223)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…