Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73348

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii: miał być komentarz, ale wyszło długo. Do historii nr 73265.

Pracowałam kiedyś w serwisie telefonów i podobnych urządzeń multimedialnych, więc panika wybuchła niemała, jak pewnego dnia zobaczyliśmy plamę na suficie i kropelki wody podążające szeregiem w stronę podłogi. Akurat w punkcie przyjęć klientów. Po kilkunastu minutach próby ratowania sytuacji z sufitu leciało już właściwie jak z kranu. Przyjmowanie klientów mocno ograniczone jedynie do wydawania sprzętu po naprawie, co prawda bardziej by nam leżało zamknąć serwis na jakieś 2 godzinki i przynajmniej wysuszyć kałuże na podłodze i ścianach, ale szef słabo radził sobie z problemami i w efekcie z jednej strony biurka staliśmy z mopami, ścierami i wiadrami, a z drugiej z uśmiechem nr 5 wydawałyśmy telefony w akompaniamencie "łojojoj, ale się leje".

Ze względów bezpieczeństwa trzeba było odłączyć prąd, dlatego byłam bardzo ucieszona, jak zostało to zrobione bez ostrzeżenia w trakcie wypisywania faktury zniecierpliwionym już klientom (na moim kompie takie skomplikowane operacje trwały wieczność, raz w godzinach wieczornych facet przysypiał na krześle :D). Klient jak klient - bywa różny, ale klient-prawnik z żoną... Zawsze bywa taki sam.
Już prawie udało się wystawić fakturę, już klikałam "OK", kiedy komputerek rozbłysnął czernią i zrobił smutne "wziuuu...".

A Pan Klient nie po to studiował prawo, żeby teraz czekać. Wybuchła mała afera i po prostu nie dało się ani Panu Prawnikowi, ani Pani Żonie wytłumaczyć, że leje nam się na łeb i sprzęty, więc prąd odłączony ze względów bezpieczeństwa. Co mogę zrobić? Przepraszam. Zapraszamy jutro. Ew. wyślemy fakturę w PDF mailem. Nie. Co to za obsługa, co to za serwis, musimy mieć teraz, to skandal, wasza wina, skarga na was już w mojej kancelarii powstaje - i podobne przez dobrych kilkanaście minut. Po dłuższym czasie zajarzyli, że wielu innych opcji nie mają i dali się ugłaskać.

Stres był straszny, bo raz - leje się z sufitu w serwisie jednej z największych marek, dwa - ciśnienie o standard obsługi było nie do zniesienia i w losowych chwilach niezadowolony klient = twoja wina, nigdy nie udało mi się przewidzieć do końca, kiedy szef się wkurzy, bo nie zawsze miałam dużo możliwości naprawienia sytuacji, a że jestem bardzo nerwowa i klienci chyba wyczuwali moją chęć mordu, to cieszę się, że już tam nie pracuję.

Swoją drogą jego obwiniam najbardziej, że nie zamknął serwisu na czas potrzebny do opanowania sytuacji, bo po drodze trafiła nam się awantura z dziadkiem, że serwis otwarty i on żąda przyjęcia telefonu do naprawy. Na naprawę mieliśmy narzuconą godzinę, a jedyny technik zasuwał z mopem.

Tak że tego. Głupich nie sieją.

serwis

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (192)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…