Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73473

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #73345 aż mnie zmotywowała do założenia konta i podzielenia się moją (i nie tylko) historią.

W ramach wstępu: od młodego wieku mieszkam w USA i tu się również uczyłam. Przyznać muszę, że język już dawno opanowałam bardzo dobrze i nawet Amerykanie twierdzą, że nie słyszą u mnie nawet nutki obcego akcentu.

Co do historii właściwej. Moja najlepsza przyjaciółka studiowała filologie angielską w Polsce. Kiedy przyszło do pisania i obrony pracy, oczywiście poprosiła o pomoc. Praca napisana, trzeba tylko sprawdzić, czy nie ma większych błędów w pisowni, budowie zdań, stylistyce itd. Rach ciach i sprawdzone. Zdając sobie sprawę z tego, że jednak język angielski używany w Stanach a w UK nieco się różni, sprawdzałam wszystko w wersji brytyjskiej. A że przezorny zawsze ubezpieczony, wysłałam poprawioną przeze mnie pracę do kumpeli w UK - rodowitej Brytyjki.

Praca sprawdzona dwa razy, błędy poprawione, nic tylko wysyłać do promotorki do zatwierdzenia. Tydzień później dostaję przesłanego od przyjaciółki maila:

"Pani Najlepsza Przyjaciółko,

Niestety, ale Pani praca nie została zaakceptowana, ponieważ nie napisała jej Pani nawet w 50% poprawnie po angielsku. Proszę zapoznać się jeszcze raz z podstawami pisowni w tym języku oraz częściej używać słownika.

Z poważaniem,

Piekielna Promotorka"

Kurtyna...

***Edit - Języka angielskiego uczyłam się przez 7 lat w Polsce, zanim wyjechałam, więc podstawy gramatyczne i stylistyczne mam bardzo dobre (przewyższające przynajmniej 75% populacji tego kraju). Koleżanka z UK ma za to doktorat z literatury brytyjskiej. I zapewniam, że praca była jak najbardziej pisana językiem akademickim, a nie potocznym.

zagranica

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 293 (327)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…