Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#73654

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłem dać upust frustracji, która narastała we mnie cały semestr. Temat: piekielny przedmiot.

Pierwsza piekielność z nim związana miała miejsce, zanim w ogóle się zaczął. Widzicie, jest to bardzo zaawansowany przedmiot inżynieryjny, który był poprzedzony przez kilka podstawowych przedmiotów. Moim zdaniem, integralną częścią tego wycinka studiów powinny być zajęcia laboratoryjne. Jasne, wszelkie modele matematyczno-fizyczne i obliczenia są równie istotne, ale moim zdaniem, bez praktyki są nic nie warte. To trochę tak jakby programistę uczyć programowania wyłącznie poprzez pisanie kodu na kartce, bez jakiegokolwiek kontaktu z komputerem. Czysty absurd, musicie przyznać. Myśmy żadnych zajęć laboratoryjnych nie mieli, ani nie mieliśmy mieć. Pięknie.

Druga piekielność kryła się już w samej formule przedmiotu: ponieważ jest to przedmiot inżynieryjny, to kluczem do jego zrozumienia jest rozwiązywanie zadań, więc logicznym powinno być dołączenie do wykładu ćwiczeń audytoryjnych, albo chociaż projektowych. Nic z tego, sam wykład.

Dalej nastąpił zwyczajny wysyp piekielności. Prezentacje z wykładów stanowiły ściany wzorów matematycznych, bez jakichkolwiek objaśnień, czy założeń. Czego brakowało na slajdach, wykładowca dopisywał na tablicy, bez jakichkolwiek tłumaczeń. Wykładowca zresztą też posiadał niebywały talent do nieumiejętności przekazywania jakiejkolwiek wiedzy. Gdyby mówił po chińsku, rozumiałbym tyle samo. Zadań zresztą też prawie nie robił, a jeśli już, były to rzeczy kosmiczne przy których przeskakiwał po kilka kroków naraz tak, że samemu nie dało się tego odtworzyć.

"Na szczęście" przedmiotowi towarzyszył skrypt typu zadania z rozwiązaniami. Cudzysłów jest tutaj bardzo na miejscu. Ponieważ bardzo zależało mi na tym, by to piekielne diabelstwo zdać, stwierdziłem, że spróbuję uczyć się ze skryptu. Płonne me nadzieje. Nie udało mi się przebić przez żadne z początkowych zadań, ponieważ owe rozwiązania polegały na pokazaniu wzoru, od którego należy zacząć i od razu podaniu rozwiązania w formie wykresu. Brakowało tez porządnych wstępów teoretycznych ze wszystkimi niezbędnymi do obliczeń formułami. Te nieraz wyskakiwały jak króliki z kapelusza, bez jakichkolwiek wyjaśnień.

W akcie desperacji udałem się do wykładowcy, by wyjaśnił jak to zrobić. To, co usłyszałem, zwaliło mnie z nóg. Nie dziwota, że nie potrafiłem sobie poradzić z początkowymi zadaniami, ponieważ zadania w stosunku do nich podstawowe z rozwiązaniami bliższymi modelu "krok po kroku" były... w środku skryptu! Niestety i tamte, choć teoretycznie prostsze i lepiej wytłumaczone, były problemami pokroju pytań o sens istnienia, gdzie choć wiedziałem, jak coś policzyć, tak w trakcie obliczenia ekstremalnie się paskudziły, że bez pomocy komputera ani rusz nie mówiąc o tym, by wyrobić się z tym na egzaminie.

W końcu udało mi się dotrzeć do samych zadań (i rozwiązań) egzaminacyjnych. I tu już zaświeciła się pewna iskierka nadziei, ponieważ okazały się być one dalece prostsze niż wszystko to, co pokazane nam było na wykładzie, czy zaprezentowane w skrypcie. Tak przynajmniej wynikało z pokazanych obliczeń. Niestety, żeby rozwiązać nawet tak proste zadania, należy wykazywać chociaż minimalne zrozumienie przedmiotu, a tego nie było. Nietrudno się domyślić, że podejście całego roku, nie polegało na zrozumieniu przedmiotu, a na wykuciu na blachę schematów rozwiązań z nadzieją, że coś się powtórzy.

Zastanawia mnie jaki jest sens czegoś takiego. Przedmiotu, który bez zajęć praktycznych jest całkowicie bezużyteczny oraz pomyślany i prowadzony w taki sposób, że nie są się z niego absolutnie nic wynieść.
Zaznaczę, że lubię swoje studia i większość uwag, jakie mam do programu czy sposobu prowadzenia nawet nie zbliża się do granicy piekielności.

piekielny przedmiot

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 59 (107)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…