Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73796

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sezon się zaczął więc cała młodzież rzuciła się na poszukiwanie pracy. Jako, że mieszkam kilkanaście kilometrów od miejscowości nadmorskiej to ofert nie brakuje. Ale....

1. Sytuacja z tamtego roku. Znalazłam pracę jako kelnerka, nic nadzwyczajnego. Problem polegał na tym, że szefowa okradała nas z napiwków (miałyśmy się nimi dzielić więc wszystkie pieniądze lądowały w kasie i dostawałyśmy je dopiero następnego dnia). Na początku pracowałam weekendami, więc nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Poza tym nie zostałam nauczona obsługi kasy, musiałam radzić sobie sama, więc prawdopodobieństwo popełnienia przeze mnie błędu było bardzo duże. W chwili rozpoczęcia lipca coś zaczęło mi nie pasować. Sama w ciągu dnia potrafiłam dostać 200zł napiwku, a następnego dnia zostawało po 20-30zł. Pomijając sprawę finansów ostatecznie do zwolnienia doprowadziły mnie godziny pracy. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale po 2 tygodniach pracy od 10 do 2 (tak, 15h) bez dnia wolnego, najzwyczajniej w świecie stwierdziłam, że nie warto. Nie wspominając o tym, że ostatni autobus do mojego miasta odjeżdża o 23. Musiałam sama sobie radzić z transportem, inaczej wracałabym piechotą. No i smaczek na koniec. Po wypłacie wyliczyłam, że pracowałam za 5,50zł za godzinę... (powiedziana była pensja miesięczna, nie godzinowa).

2. Już w tym roku. Jako maturzystka zaczęłam poszukiwania pracy w połowie maja. Znowu kelnerka, w barze w centrum miasta. Na miejscu okazało się, że szefowa sama tam pracuje, a wyjeżdża na miesiąc, więc szuka kogoś by ją zastąpił. Praca 9-18 siedem dni w tygodniu. Nie miałabym prawa nawet zachorować, ponieważ nie byłoby nikogo kto mógłby mnie zastąpić.

3. Chodzenie po plaży w stroju Kubusia Puchatka. Od wtorku do niedzieli, między 11 a 16. Stawka 4,50zł/h.... aha...

4. Tutaj oferta wydawałoby się idealna. Praca zmianowa, sama ustalam grafik, 10zł/h. Szkoda tylko, że by uzyskać taki efekt, szefostwo zatrudniło KILKANAŚCIE nowych kelnerek (po 2 na zmianie). "Pracowałam" tam prawie 3 tygodnie i tylko 2 razy udało mi się dostać zmianę. Jednak podziękuję...

5. Tutaj już nie moja osobista historia lecz nie potrafię przejść obojętnie obok takich sytuacji. Moja znajoma rok temu pracowała w smażalni. Pracowała od 9 do momentu kiedy szefowa jej powiedziała, że może iść. Nie rzadko zabierałam ją do domu wracając z pracy (koło 2 w nocy). Nie miała tam krzesła, nie wolno jej było usiąść. Pod koniec zmiany prawie musiałam ją nieść do samochodu. Koleżanka miała wtedy niecałe 15 lat...

Ja rozumiem, że pracodawcy na sezon szukają taniej siły roboczej. Ale w trakcie tego procesu zapominają najwidoczniej o człowieczeństwie.

gastronomia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (270)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…