Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tapas

Zamieszcza historie od: 3 grudnia 2015 - 22:39
Ostatnio: 4 lipca 2017 - 19:09
  • Historii na głównej: 3 z 4
  • Punktów za historie: 800
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 2
 
zarchiwizowany

#74979

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na fali listonoszy...
18 urodziny mojej przyjaciółki zbliżały się wielkimi krokami a więc z tej okazji postanowiłam kupić jej niezapomniany prezent. Mój wybór padł na bardzo popularny tamtego czasu sklep z grawerowaną biżuterią. Po wielu godzinach poszukiwania zdecydowałam się na bransoletkę z ważną dla nas datą. Dostarczenie miało zająć maksymalnie 7 dni roboczych co oznaczało, że przesyłka będzie u mnie 3 dni przed ważnym dniem. Mały margines błędu lecz wtedy nie spodziewałam się problemów.
Z powodu wyjazdu nie zainteresowałam się nią wcześniej a wracałam dopiero w dniu imprezy. O ja naiwna.
1. Około godziny 11 rano lecę na moją pocztę po bransoletkę. U nich w oddziale nic nie ma, pewnie jest na poczcie głównej.
2. Dzwonię na infolinię sklepu by upewnić się czy paczka została wysłana.
3. Docieram na pocztę główną. Oni także nic nie słyszeli o przesyłce. Mam spróbować w magazynie na ulicy o której w życiu nie słyszałam.
4. Jadę do magazynu. Coś im świta taka przesyłka ale potrzebny numer.
5. Ponownie dzwonię na infolinię by poznać numer mojej paczki.
6. Dowiaduje się w magazynie, że posiadali moją paczkę ale nie wiedzą gdzie teraz jest. Dostaję numer do listonosza.
7. Dzwonię do listonosza by dowiedzieć się, że odniósł przesyłkę na moją pocztę.
8. Wracam na moją pocztę gdzie miła pani z okienka informuje mnie, że wciąż nie widziały mojej przesyłki. Mam dzwonić do listonosza.
9. Zrobiła się 14, lecę do sklepu by kupić jakiś dobry alkohol w razie gdyby mój prezent się nie odnalazł. Wciąż nie tracę nadziei.
10. Ponownie kontaktuje się z listonoszem, który tym razem twierdzi, że paczkę wrzucił do skrzynki.
11. Rozradowana pędzę do domu by odkryć, że skrzynka jest pusta.
12. Z trudem powstrzymuję się od wypicia awaryjnego prezentu.
13. Wyciągam telefon by znowu wybrać numer listonosza. On na pewno wrzucił do skrzynki! Czyjej? No jak czyjej jak mojej! A dlaczego wrzucił przesyłkę priorytetową do skrzynki? Bo jest pozwolenie.
14. Dzwonię do mamy o jakie pozwolenie chodzi. Okazało się, że podpisała jakiś papier, że małe przesyłki priorytetowe można wrzucać do skrzynki. Aha.
15. Z pamięci wykręcam już numer szanownego pana pytając jakim prawem wrzucił moją przesyłkę skoro ja nic nie podpisałam. A bo te imiona takie podobne! (oba na A, lecz moje niemal 3 razy dłuższe od mamy). Po raz kolejny pytam do czyjej skrzynki wrzucił przesyłkę. Do mojej.
16. Nie mam już czasu na zabawę w kotka i myszkę, do imprezy została godzina. Docieram na nią delikatnie spóźniona, z butelką alkoholu w ręku za to bez prezentu dla solenizantki.
THE END

ps. oczywiście czekałam w następnych dniach na bransoletkę, spodziewając się, że nawet gdyby została wrzucona do czyjejś skrzynki i odpakowana (logo firmy na kopercie), przypadkowy właściciel odda mi ją z racji całkowitej niepraktyczności (wygrawerowane imiona i data). Skarga na listonosza złożona lecz reklamacja odrzucona, ponieważ PRZESYŁKA ZOSTAŁA WRZUCONA DO SKRZYNKI! W końcu co to za różnica do czyjej. Po tym piśmie postanowiłam odpuścić. A ktokolwiek ukradł mój prezent, czy to sąsiad czy listonosz, mam nadzieję, że będzie to dla niego amulet nieszczęścia.

Edit: w takim razie chodziło o przesyłkę poleconą, nie znam się dokładnie na tych zgodach a sama sytuacja działa się już jakiś czas temu.

poczta

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 39 (109)

#73858

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak czuć się bezpiecznie we własnym mieście?
Mecz Polska-Portugalia, wiadomo wielkie emocje, szczególnie po przegranej. Kilku mocno już pijanych kibiców wylatuje na ulice odpalając race i rzucając petardy gdzie popadnie. W chwili gdy jedna z nich ląduje pod moimi nogami i dosyć mocno uderza w biodro dzwonię po policje. Czekałam 20 minut, nawet nie raczyli się pojawić a co dopiero interweniować...

policja

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (178)

#73796

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sezon się zaczął więc cała młodzież rzuciła się na poszukiwanie pracy. Jako, że mieszkam kilkanaście kilometrów od miejscowości nadmorskiej to ofert nie brakuje. Ale....

1. Sytuacja z tamtego roku. Znalazłam pracę jako kelnerka, nic nadzwyczajnego. Problem polegał na tym, że szefowa okradała nas z napiwków (miałyśmy się nimi dzielić więc wszystkie pieniądze lądowały w kasie i dostawałyśmy je dopiero następnego dnia). Na początku pracowałam weekendami, więc nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Poza tym nie zostałam nauczona obsługi kasy, musiałam radzić sobie sama, więc prawdopodobieństwo popełnienia przeze mnie błędu było bardzo duże. W chwili rozpoczęcia lipca coś zaczęło mi nie pasować. Sama w ciągu dnia potrafiłam dostać 200zł napiwku, a następnego dnia zostawało po 20-30zł. Pomijając sprawę finansów ostatecznie do zwolnienia doprowadziły mnie godziny pracy. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale po 2 tygodniach pracy od 10 do 2 (tak, 15h) bez dnia wolnego, najzwyczajniej w świecie stwierdziłam, że nie warto. Nie wspominając o tym, że ostatni autobus do mojego miasta odjeżdża o 23. Musiałam sama sobie radzić z transportem, inaczej wracałabym piechotą. No i smaczek na koniec. Po wypłacie wyliczyłam, że pracowałam za 5,50zł za godzinę... (powiedziana była pensja miesięczna, nie godzinowa).

2. Już w tym roku. Jako maturzystka zaczęłam poszukiwania pracy w połowie maja. Znowu kelnerka, w barze w centrum miasta. Na miejscu okazało się, że szefowa sama tam pracuje, a wyjeżdża na miesiąc, więc szuka kogoś by ją zastąpił. Praca 9-18 siedem dni w tygodniu. Nie miałabym prawa nawet zachorować, ponieważ nie byłoby nikogo kto mógłby mnie zastąpić.

3. Chodzenie po plaży w stroju Kubusia Puchatka. Od wtorku do niedzieli, między 11 a 16. Stawka 4,50zł/h.... aha...

4. Tutaj oferta wydawałoby się idealna. Praca zmianowa, sama ustalam grafik, 10zł/h. Szkoda tylko, że by uzyskać taki efekt, szefostwo zatrudniło KILKANAŚCIE nowych kelnerek (po 2 na zmianie). "Pracowałam" tam prawie 3 tygodnie i tylko 2 razy udało mi się dostać zmianę. Jednak podziękuję...

5. Tutaj już nie moja osobista historia lecz nie potrafię przejść obojętnie obok takich sytuacji. Moja znajoma rok temu pracowała w smażalni. Pracowała od 9 do momentu kiedy szefowa jej powiedziała, że może iść. Nie rzadko zabierałam ją do domu wracając z pracy (koło 2 w nocy). Nie miała tam krzesła, nie wolno jej było usiąść. Pod koniec zmiany prawie musiałam ją nieść do samochodu. Koleżanka miała wtedy niecałe 15 lat...

Ja rozumiem, że pracodawcy na sezon szukają taniej siły roboczej. Ale w trakcie tego procesu zapominają najwidoczniej o człowieczeństwie.

gastronomia

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (270)

#69923

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Egzaminator płci żeńskiej. Jedyna wśród kilku mężczyzn w moim mieście. Kobieta ta, od kiedy wśród moich znajomych zaczęto robić prawo jazdy (ok. 4 lata wstecz), jeszcze nikogo nie przepuściła. NIKOGO. Nie wiadomo z czego to wynika, może dogadała się, że za każdą oblaną osobę dostaje prowizję?

W końcu nadszedł mój czas. Już z daleka widzę, że łatwo nie będzie. Dobra mina do złej gry, bo za kółkiem dobrze się czuję. Zadania na placu zaliczone, na mieście także, widzę że wracam już do ośrodka. Wjeżdżam na skrzyżowanie i gdy jestem już przednimi kołami na przejściu dla pieszych, zapala się pomarańczowe światło. Nie było mowy żebym w tym momencie wyhamowała, mimo to egzaminator uderza w hamulec i niemal z piskiem opon zatrzymuje pojazd za sygnalizatorem. Oczywiście błąd, oblała mnie.

Odwołałam się. Miałam rację. Dzięki wspaniałej Pani straciłam nerwy oraz czas, najbliższy termin egzaminu... 10 stycznia. Dlaczego tacy ludzie wciąż pracują? Ktoś chyba sprawdza statystyki oraz ilość odwołań i błędów egzaminatorów? Te wspaniałe WORDy...

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (345)

1