Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#73856

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wielu z użytkowników Piekielnych posiada psa i pisze z tej perspektywy, ja zaś chciałabym pokazać nieco inną perspektywę.

Otóż - lęk przed psami, to nie mit. Wiem, że istnieje jego paniczna odmiana zwana kynofobią, ja jednak posiadam "tylko" lęk, a i tak jest ciężko.
W ogólności objawia się to przeświadczeniem, że jeżeli tylko dotknie się psa, chociażby delikatnie i niechcący, pies ten natychmiast się odwróci i ugryzie w daną część ciała. Jest to przeświadczenie bardzo silne, chociaż w 90% nieracjonalne. Lęk jest tym większy, im większy jest pies, sporo jednak pomaga obecność kagańca (wówczas lęk pojawia się tylko wtedy, gdy pies warczy przez kaganiec - pojawia się niepokój, że rozerwie materiał/będzie kąsać przez szczeble, również nieracjonalne rzeczy). Kiedy widzę, jak pies coś podgryza, chociażby mops, robi mi się słabo i boli mnie losowa część ciała, dokładnie ta, która w mojej psychice akurat się nasunie (przykładowo: ten piesek gryzie właścicielkę w nogawkę. To mogłaby być Twoja kostka.). Dodam też, że łapie mnie paraliż, jeśli duży pies jest blisko. lub na mnie szczeka.

Wstęp ten miał nakreślić poziom problemu od strony noszącego lęk. Teraz trzy typy ludzi, którzy uważają strach przed psami za mit:

1) Wersja light, czyli właściciel z psem na smyczy, bez kagańca (pies, nie właściciel). Pies (zapewne ciekawy) podchodzi, niucha wokół, ogon mu pracuje. Ja się zatrzymuję i obserwuję zwierzaka, bo dopóki nie przekracza bariery dwóch kroków ode mnie, nie interweniuję. Jednak zazwyczaj podchodzi.
- Pani się nie boi, on chce się tylko przywitać!
Kręcę głową i proszę o utrzymanie psa na odległość.
- Ale dlaczego? Przecież to taki grzeczny piesek!
Na sugestię, że nie znam tego pieska i mam obawy co do niego, zazwyczaj słyszę, że dramatyzuję. Przyzwyczaiłam się.

2) Wersja hard, czyli bez smyczy.
- Proszę zabrać ode mnie psa. - wówczas się robię stanowcza, bo psu nie ufam w 100%.
- Pani, on przecie Pani nic nie robi!
- *ciężko wzdychając* Nie przepadam za psami, proszę o uszanowanie tego.
Właściciel marudząc pod nosem, zwykle o marudnych paniusiach (tak ;)) woła Tofika/Fafika, czy jakiego innego Rexa. Zazwyczaj piesek nie jest chętny, by wrócić, a staje przede mną i się patrzy. Najgorzej, gdy stoi dysząc i pokazując swoje piękne uzębienie. Robię krok do tyłu, pies za mną.
- Proszę o zabranie psa. - powtarzam właścicielowi, już mniej pewnie, pies się nie chce odczepić, a to bardzo zła myśl. Jakkolwiek nie dam się polizać, czy przymilić, od razu odskakuję (podświadomie).
- Pani... Widzi Pani, że Panią lubi, a pani cyrki odstawia.
Różnie to trwa, zazwyczaj jednak ludzie się znudzą i psa zabierają.

3) Znajomi psiarze. Większość moich znajomych wie o moim lęku i szanują to, trzymają psa w bezpiecznej odległości ode mnie. Do danego psa przyzwyczajam się zazwyczaj po pół roku do roku, od jednej sytuacji jednak nie ma reguły. Spacer z psem.
- Słuchaj, potrzymasz na chwilę smycz? Muszę coś znaleźć, potrzebuję obu rąk.
Tylko moje (lub osoby o takim lęku) może danej osobie uświadomić, jak niewykonalna jest to prośba.

Drodzy właściciele psów, mam jedną prośbę. Zawsze zakładajcie swojemu pupilowi smycz i kaganiec. A jeśli ktoś mówi, żeby pies nie podchodził, uszanujcie to. Jedna osoba ma alergię, druga po prostu się boi.

Psy

Skomentuj (118) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (309)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…