Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74074

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tytułem wstępu krótko o moim dziadku (sama historia trochę przydługa chyba):
Dziadek lat 78, po przeszczepie tętnicy udowej, z wstawioną protezą biodra. Niestety, pech chciał, że nie chodzi. Potrafi co najwyżej usiąść i się położyć samodzielnie.
Ostatnio - jakieś 2 miesiące temu miał też udar.
Dziadek jest pod opieką naszej sąsiadki już od dłuższego czasu.

Parę dni temu dziadek skarżył się na ostry ból przy oddawaniu moczu, a w cewniku było dość sporo krwi (kolor ogólny ciemno czerwony). Z racji, że mieszkamy w miejscowości, w której nie ma szpitala i w dodatku była to sobota, więc lekarz rodzinny nie przyjmuje, sąsiadka postanowiła zadzwonić na pogotowie.

Szybki opis sytuacji, dyspozytor stwierdził, że nie jest to jakiś nagły przypadek i mamy zadzwonić do jednego z pobliskich szpitali po pomoc doraźną. Stamtąd powinni przysłać lekarza na wizytę. Podał nam nawet nr tel.

Nie jesteśmy jakimiś specami, ale trochę nam się to dziwne wydało. Na podany nr dodzwonić się było bardzo ciężko. Aż w końcu udało się mojej żonie. W bardzo niedługim czasie powiedziano nam, że musimy zadzwonić do innego szpitala, bo pod niego podlegamy.

Tym razem już sam się wkurzyłem i zadzwoniłem.
Jak już połączyłem się z lekarzem, to opisuje mu całą sytuację. A ten mi mówi, że nie ma teraz możliwości przyjazdu i mam kupić w aptece Furaginę, bo to mu wygląda na zakażenie dróg moczowych.
Nie wiem - nie znam się, ale mi mówiono, że diagnozy lekarskiej nie da się postawić przez telefon. Poza tym - podchodzę do dziadka półki z lekami, a tam jak byk stoi Furagina i dziadek bierze codziennie dwie tabletki.
Zapytałem lekarza, czy można wystawić diagnozę przez telefon, bo dla mnie to jest bardzo dziwne. W odpowiedzi usłyszałem również pytanie - czy ja jestem lekarzem, bo zachowuję się, jakbym zjadł wszystkie rozumy.
Odpowiedziałem, że gdybym był lekarzem, to nie dzwoniłbym do niego, tylko sam dziadka leczył.
Po krótkiej i niepotrzebnej dyskusji zapytałem tylko, czy z łaski swojej zamierza przyjechać do pacjenta, czy odmawia, bo jeśli to drugie, to ja dzwonię z powrotem na pogotowie i proszę o karetkę. Poprosiłem go również o nazwisko i nr lekarski. Nazwisko podał. Numer już niechętnie.
Acha - i nagle okazało się, że jednak przyjedzie. Co prawda wieczorem, ale jednak.
Wieczorem przyjechał inny lekarz. Dziadek dostał silny antybiotyk w zastrzyku i kolejne do wykupienia w aptece na receptę.

Czy NFZ na prawdę aż tak oszczędza kasę, że żal jest na przyjazd do niechodzącego pacjenta?

Czy to lekarz był aż tak leniwy? Jak sądzicie?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (185)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…