Zmierzam dziś sobie raźno w stronę parkingu chodniczkiem, który biegnie wzdłuż wieżowca.Nagle rozdzwoniła mi się komórka w torbie,a że czekałam na ważny telefon zatrzymałam się raptownie w miejscu i zaczęłam akcje wydobywczą. Odebrać wprawdzie nie zdążyłam, za to upewniłam się, że to tylko koleżanka.
Wkładałam własnie telefon do torebki, gdy w miejscu, w którym powinnam się była znaleźć (gdy nie szukanie komórki) rozprysnęły się z hukiem i pluskiem trzy obiekty. Były to duże puszki po piwie wypełnione jakiś płynem i rzucone z impetem z okna wieżowca. Szybko popatrzyłam w górę, ale z powodu upału prawie na wszystkich kondygnacjach podejrzanego pionu były otwarte okna,ale nikogo w nich.
Idący na przeciwko mnie mężczyzna, skoczył do tyłu, zaklął soczyście i natychmiast wyciągnął telefon. Słyszałam jak zgłasza cala sytuacje i trzymałam się w pobliżu, bo nie wiedziałam czy może będę potrzebna jako świadek.Po chwili facet zaczął się denerwować i coraz bardziej poirytowanym głosem odpowiadał na pytania: "Nie, nie wiem z którego okna". "Nie, nikt nie jest poszkodowany". "Nie, mienie też nie"."Nie...A do cholery z wami"- rozłączył się, machnął ręką i poszedł dalej.
Ja też, wprawdzie jak jakaś pokraka, bo z odwróconą w bok głowa i oczyma wbitymi w upiorny pion wieżowca.
Po drodze minęłam jeszcze plac zabaw, do którego prowadził tez ten sam chodnik, na którym widniały teraz plamy...
Wkładałam własnie telefon do torebki, gdy w miejscu, w którym powinnam się była znaleźć (gdy nie szukanie komórki) rozprysnęły się z hukiem i pluskiem trzy obiekty. Były to duże puszki po piwie wypełnione jakiś płynem i rzucone z impetem z okna wieżowca. Szybko popatrzyłam w górę, ale z powodu upału prawie na wszystkich kondygnacjach podejrzanego pionu były otwarte okna,ale nikogo w nich.
Idący na przeciwko mnie mężczyzna, skoczył do tyłu, zaklął soczyście i natychmiast wyciągnął telefon. Słyszałam jak zgłasza cala sytuacje i trzymałam się w pobliżu, bo nie wiedziałam czy może będę potrzebna jako świadek.Po chwili facet zaczął się denerwować i coraz bardziej poirytowanym głosem odpowiadał na pytania: "Nie, nie wiem z którego okna". "Nie, nikt nie jest poszkodowany". "Nie, mienie też nie"."Nie...A do cholery z wami"- rozłączył się, machnął ręką i poszedł dalej.
Ja też, wprawdzie jak jakaś pokraka, bo z odwróconą w bok głowa i oczyma wbitymi w upiorny pion wieżowca.
Po drodze minęłam jeszcze plac zabaw, do którego prowadził tez ten sam chodnik, na którym widniały teraz plamy...
wyrzucanie przez okno przedmiotów
Ocena:
196
(210)
Komentarze