Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74459

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Głośno się o tym nie mówi, a narobiło zamieszania i to niemałego. Chodzi o KOC.

KOC, czyli koordynowana opieka nad kobietą w ciąży, wedle zamysłu jakiegoś wielkiego mózgu z NFZ ma polegać na tym, że ciężarna idzie na wizytę do ginekologa, podpisuje oświadczenie i dostaje pakiet złożony z lekarza, położnej, szpitala - ogólnej opieki do porodu i później jeszcze do ukończenia przez bobasa 6 tygodnia. Brzmi fajnie, prawda? Ciężarówka nie musi się niczym martwić, ponieważ ma wszystko zapewnione i nie musi się zastanawiać, w jakim szpitalu chce rodzić.

Do tej pory rozliczanie wizyt (nie tylko ginekologicznych) wyglądało tak, że pacjentka przychodziła do lekarza, lekarz ją badał, robił USG czy inne badania, wypisując wszystko na kuponie. Ja i koleżanka owe kupony wprowadzałyśmy do programu. Każde badanie kosztuje określoną liczbę punktów, w przypadku ciężarnych zazwyczaj jedna wizyta to 13 punktów. Jeden punkt to 8 złotych z groszem. Łatwo policzyć, że za jedną pacjentkę dostawaliśmy od NFZ ok. 105 zł. Z tych pieniędzy trzeba oczywiście zapłacić ginekologowi.

Jako przychodnia gminna podpisaliśmy umowę na KOC z najbliższym szpitalem powiatowym. Musieliśmy to zrobić, ponieważ obecnie mamy bardzo skromny kontrakt na AOS, a chcielibyśmy go zwiększyć, więc liczyliśmy, że dzięki temu programowi się uda. Jak to wygląda od zaplecza? Tragikomedia :-)

1. Od tej pory nie możemy rozliczać wizyt za pomocą naszego oprogramowania, a przez stronę internetową, której zdarza się nie działać.

2. Za wizyty u naszych ginekologów nie będzie nam płacił już NFZ, a szpital. Ale jest pewien haczyk. NFZ zapłaci szpitalowi dopiero, kiedy kobieta urodzi. Z tego wynika, że przez 9 miesięcy nie dostaniemy pieniędzy za wizyty, ergo nie będziemy mieć z czego zapłacić lekarzom.

3. Kolejna piekielność, pacjentka, która nie będzie chciała być objęta KOCem, bo np. nie chce rodzić w szpitalu powiatowym, nie może zostać przyjęta w naszej poradni ginekologicznej. Albo KOC, albo do widzenia.

4. Mało piekielne? Jeśli pacjentka podpisze oświadczenie, będzie chodzić do nas na wizyty, ale przed porodem wybierze się na wycieczkę i przez przypadek urodzi przed terminem w innym szpitalu, kasy nie dostaniemy. Tak samo my nie mamy prawa przyjąć pacjentki "obcej", która przyjedzie na wczasy do naszej miejscowości.

5. Jeśli pacjentka nie daj Boże poroni, NFZ nie zapłaci szpitalowi za KOC, a za leczenie szpitalne, co oznacza, że my jako poradnia, która pacjentką się opiekowała, nie ujrzymy grosza za wykonane badania.

6. Szpital otrzyma za każdy poród 5500 zł. Jeśli pacjentka jest w ciąży zagrożonej i musi chodzić do lekarza co 2 tygodnie, ok. 2500 z tego idzie dla nas (doliczam badania typu KTG, których na kupon się nie wpisywało). Dołóżmy do tego cesarkę za 1800. Jakby dorzucić wyżywienie pacjentki podczas pobytu w szpitalu po porodzie, szczepienia, ewentualne leki dla niej czy dla dziecka, nie da się zmieścić w kwocie 5500 zł.

7. Koleżanka postanowiła ostatnio rozwiać wątpliwości i zadzwonić do naszego wojewódzkiego oddziału NFZ pod numer podpisany jako specjalista od KOC czy coś w tym stylu. Odebrała kobieta, która wiedziała na ten temat niewiele więcej od nas. Na większość pytań odpowiadała "nie wiem". A ja nie wiem, po co postawili na takim stanowisku osobę, która też nic nie wie...

Zamysł może i dobry, ale zdecydowanie nieprzemyślany.

NFZ

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 220 (230)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…