Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#74784

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w korporacji za granicą.

Ogłosili nam w poniedziałek, że od stycznia 2017 zmieniają się godziny otwarcia. W dużym skrócie: dotąd otwarte pon-pt, 08:30-17:30. Przychodzisz i wychodzisz o której chcesz, byle odpracować zakontraktowane 7 godzin.

Od stycznia zasada mniej więcej ta sama, ale: raz na miesiąc dostajesz 1 zmianę w której musisz zostać do 20:30, raz w miesiącu dostajesz zmianę w której musisz przyjść na 08:00. Raz na 32 tygodnie pracujesz w sobotę, raz na 42 tygodnie pracujesz w niedzielę. Liczba godzin w umowie się nie zmienia, więc np. to co masz odwalić w weekend dostajesz wolne w tygodniu poprzedzającym.

Tę specjalną zmianę wyznaczy losowo każdemu szefostwo, raz na kwartał publikując rozpiskę - więc każdy wie co najmniej 3 miesiące naprzód, kiedy ma dwa "sztywne" dni i ewentualnie pracujący dzień w weekend. Zasada jest prosta: jak ci zmiana nie pasuje, to znajdź kogoś, z kim się możesz zamienić. (Szefostwu wszystko jedno, kto pracuje, byle pracował). Jak ci nie pasuje, to masz pecha.

Tyle wstępu. Zmiany generalnie przyjęliśmy z małym zachwytem, no ale trudno się mówi. O nadchodzących zmianach wiedzieliśmy zresztą od zeszłego roku, pytanie było tylko: kiedy to startuje.

Niestety znalazło się kilka osób, które postanowiło zrobić dym, i to o nich jest ta historia. Oto trzy najcięższe przypadki. Które piekielne, sami oceńcie (a może to ze mną coś nie tak...)

Koleżanka nr 1 z góry się rzuciła, że ona w piątki nie będzie pracować dłużej niż do 16:00, bo odwozi i przywozi syna na popołudniowe treningi; treningi są w dzielnicy, w której stosunkowo łatwo wyłapać w ryja, więc lepiej poruszać się szybko i najlepiej samochodem. Laska po namyśle przyznała jednak, że syn ma 14 lat i naprawdę nie umrze, jeśli będzie raz na jakiś czas dojeżdżał na trening rowerem albo autobusem.
Przypadek chyba w sumie najlżejszy.

Koleżanka nr 2 się zbulwersowała, że każą jej zostawać po 17:30. Ona dziecko musi karmić piersią, a dziecko jest przyzwyczajone do dostawania piersi o konkretnych godzinach m.in. o 19:00. Niby ma rację, powiecie, ale dziecku niedawno stuknęły dwa lata. Już od jakiegoś czasu samodzielnie szamie kaszki czy wręcz bułeczki, jest ojciec dziecka i dalsza rodzina, więc nie jest tak, że niemowlę z głodu umrze w samotności. K2 strzeliła foszka ciężkiego kalibru, bo jeszcze zaraz jej ktoś zacznie sugerować że może by tak butelkę zacząć dziecku wprowadzać, a przecież wiadomo, że bez piersi dziecko nie ma życia. We wtorek zażądała urlopu do końca miesiąca.

Koleżanka nr 3, chyba najgorsza jęczybuła. Dzieci mają po 5 i 7 lat, piersi nie potrzebują, ale według koleżanki będą miały ciężką traumę na całe życie, jeśli raz w miesiącu otuli je do snu tatuś, a bajeczkę przeczyta babunia. Nie, one muszą przed snem dostać całuska od mamusi i już. K3 rozważa głośno zmianę pracy na taką która nie będzie fundować skrzywienia psychicznego jej pociechom.

Chodzą słuchy, że K3 wypaliła szefowi, że on nie rozumie jej tragedii, bo nie ma dzieci. Szef nie ma dzieci, bo jego żona jest bezpłodna. Żona szefa pracuje dział obok i się dowiedziała o tej rozkosznej uwadze. Wpadłam na nią potem w damskiej toalecie, bidulka płakała.

Od poniedziałku atmosfera w pracy trochę skisła...

PS. Gdyby ktoś się zastanawiał, czemu sami sobie nie ogarniemy zmian lub czemu szefostwo nas z góry nie spyta kiedy komu pasuje, to mu wyjaśnię w komentarzach, bo trochę przydługawo się tu robi.

zagranica korporacja madki

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (232)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…