Nie lubię zwracać uwagi obcym ludziom, ale tym razem nie wytrzymałam.
Godziny popołudniowe, wracam z pracy, podbiegam do autobusu, po czym ucieszona, że zdążyłam, wskakuję tylnymi drzwiami do środka i...wpadam na wózek. Nie wiem, jak jest w innych miastach, ale w warszawskich autobusach istnieją specjalne miejsca na wózki i znajdują się w połowie autobusu. Z tyłu jest zazwyczaj ciasno i wąsko. Pani z dzieckiem chyba to jednak nie przeszkadzało, innym pasażerom już tak, ponieważ całkowicie zablokowała przejście. Nikt się jednak nie odzywał, ja także, chociaż jazda pomiędzy uchwytem wózka i drzwiami była dość niewygodna.
Nie wytrzymałam jednak, kiedy dziewczynka, tak na oko dwuletnia, wychyliła się z wózka, akurat wtedy, gdy autobus hamował i uderzyła się w głowę o poręcz. Matka oczywiście udała, że nic się nie stało, kazała tylko małej siedzieć spokojnie. Na moją uwagę, że w autobusie jest specjalne miejsce dla wózka i jazda w ten sposób jest niebezpieczna (pomijając, że niezbyt komfortowa dla reszty pasażerów), pani odparła, że w tym miejscu stoją jacyś ludzie.
Ja: No to pani ich przeprosi i powie, że jest z wózkiem, muszą wpuścić.
Cięta riposta mamuśki: Pani sama im to powie!
Po chwilowym szoku, odparłam, że sorry, ale to nie jest moje dziecko, po czym w dyskusję z mamusią włączyli się inni pasażerowie, którzy byli trochę mniej grzeczni ode mnie.
Na kolejnym przystanku pani postanowiła się ewakuować. No cóż, przyjemnie nie było, ale może przemyśli sprawę, a moja uwaga być może kiedyś uratuje dziewczynce życie.
Godziny popołudniowe, wracam z pracy, podbiegam do autobusu, po czym ucieszona, że zdążyłam, wskakuję tylnymi drzwiami do środka i...wpadam na wózek. Nie wiem, jak jest w innych miastach, ale w warszawskich autobusach istnieją specjalne miejsca na wózki i znajdują się w połowie autobusu. Z tyłu jest zazwyczaj ciasno i wąsko. Pani z dzieckiem chyba to jednak nie przeszkadzało, innym pasażerom już tak, ponieważ całkowicie zablokowała przejście. Nikt się jednak nie odzywał, ja także, chociaż jazda pomiędzy uchwytem wózka i drzwiami była dość niewygodna.
Nie wytrzymałam jednak, kiedy dziewczynka, tak na oko dwuletnia, wychyliła się z wózka, akurat wtedy, gdy autobus hamował i uderzyła się w głowę o poręcz. Matka oczywiście udała, że nic się nie stało, kazała tylko małej siedzieć spokojnie. Na moją uwagę, że w autobusie jest specjalne miejsce dla wózka i jazda w ten sposób jest niebezpieczna (pomijając, że niezbyt komfortowa dla reszty pasażerów), pani odparła, że w tym miejscu stoją jacyś ludzie.
Ja: No to pani ich przeprosi i powie, że jest z wózkiem, muszą wpuścić.
Cięta riposta mamuśki: Pani sama im to powie!
Po chwilowym szoku, odparłam, że sorry, ale to nie jest moje dziecko, po czym w dyskusję z mamusią włączyli się inni pasażerowie, którzy byli trochę mniej grzeczni ode mnie.
Na kolejnym przystanku pani postanowiła się ewakuować. No cóż, przyjemnie nie było, ale może przemyśli sprawę, a moja uwaga być może kiedyś uratuje dziewczynce życie.
komunikacja_miejska
Ocena:
140
(202)
Komentarze