Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75268

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako że moje mieszkanie (a właściwie mieszkanie mojej mamy) znajdujące się w PRL-owskim bloku standardem do niedawna przypominało właśnie tamte czasy, postanowiłyśmy je porządnie wyremontować. Doglądać przedsięwzięcia miałam ja.
Najpilniejszą sprawą była łazienka, więc od tego postanowiłyśmy zacząć i zobaczyć co będzie dalej. Koleżanka poleciła mi kuzyna swojej znajomej - według opisów miał być świetnym fachowcem, "specjalistą od łazienek" wręcz, poza tym koleżanka widziała jego dzieło w salonie kosmetycznym owej znajomej - miód malina.

"Fachowiec" - D. przyszedł na oględziny, dogadaliśmy się, spisaliśmy umowę "na kolanie", pobrał zaliczkę, przyniósł sprzęt - masę narzędzi, odkurzacz i takie tam. Zrobiliśmy wielkie zakupy w Castoramie. Na początku szło z górki - razem z pomocnikiem (który swoją drogą wyglądał na lekko niedorozwiniętego alkoholika, ale postanowiłam dać mu szansę), żwawo zabrali się do kucia starych płytek i rozbierania starej instalacji.

D. odmówił skuwania posadzki, bo stwierdził, że znajduje się pod nią... azbest. No cóż. Nową instalację poprowadził po starej posadzce, którą zalał wylewką. Miało być idealnie równo pod płytki - nie było, a podłoga w łazience była o dobre kilka centymetrów wyżej niż reszta mieszkania.

Co do toalety, kupiliśmy zestaw podtynkowy. Geniusz nie potrafił go zamontować - próbował przekonać mnie, że musi to zrobić w sposób, dzięki któremu muszla kończyłaby się dokładnie na środku łazienki, a półka nad nią miałaby z 20 cm szerokości. Kazałam mu wymyślić coś innego. Głowił się, aż poprzycinał kolanko od odpływu i udało się cofnąć instalację o kilka centymetrów.

W międzyczasie zaczął mu się kończyć zapał do pracy (mimo - a może właśnie dlatego - że otrzymał kolejną zaliczkę w wysokości kilkuset złotych). Przestał się pojawiać - na początku wymówką była choroba jego dziewczyny (rak - podobno to prawda), co też było pretekstem do poproszenia o zaliczkę większą niż w umowie. Potem miał grypę.

Postępów w pracy rzecz jasna nie było. Nie miałam się jak umyć przez dwa tygodnie. Owszem, wiedziałam, że będzie ciężko i że przez jakiś czas będę musiała obmywać się w miednicy/jeździć do koleżanki na drugi koniec miasta, ale to chyba oczywiste, że takie rzeczy robi się tak szybko jak to możliwe, a paniczowi nie chciało się podejść, mimo że mieszka 5 minut spacerem od mojego mieszkania.

Dostał kolejną szansę. Miał pojawić się w piątek. Nie dał rady, bo... miał sraczkę (sic!). Potem w sobotę. Potem w poniedziałek. W poniedziałek puściły mi nerwy i napisałam mu co o tym wszystkim myślę oraz, że to koniec naszej współpracy (tak, wiem, o wiele za późno). Błagał, prosił, ale pozostawałam nieugięta. Napisałam, że może zostawić sobie 800 zł za wykonaną do tej pory "pracę" (co i tak było sporą kwotą jak na to ile rzeczywiście zrobił), ale resztę pieniędzy ma oddać (uzbierało się ponad tysiąc złotych). On na to, że wtedy i wtedy przyjdzie po narzędzia. Odpisałam, że narzędzi nie dostanie, dopóki nie odda pieniędzy, na co dałam mu miesiąc.

W ten sam dzień zamieściłam ogłoszenie na jednym z portali i znalazłam bardzo profesjonalnego, kompetentnego i uczciwego pana od zaraz. Jego opinia o tym co zastał w łazience była, delikatnie rzecz mówiąc, mało przychylna. D. spartolił prawie wszystko - nie licząc fragmentów instalacji, które dało się jeszcze odratować. Wylewka zrobiona przez niego została skuta razem ze starą posadzką, pod którą oczywiście żadnego azbestu nie było. Okazało się również, że D. rozciął ważną część zestawu podtynkowego (kolanko czy coś w tym stylu), na szczęście jego brak w końcu udało się obejść. Ów pan razem z pomocnikiem zrobił więcej w trzy dni, niż D. przez trzy tygodnie. Bez zaliczki.

Przez jakiś czas było w miarę spokojnie, nie licząc straszenia mnie policją w smsach - bo "zawłaszczenie mienia". Odpisałam, że zapraszam.

Minęło trochę czasu i D. zapukał do drzwi (akurat byłam wtedy sama) i zażądał wydania narzędzi. Otrzymał odpowiedź odmowną. Po dłuższej chwili do drzwi zapukał po raz kolejny D. w towarzystwie dwóch policjantów. Wpuściłam ich (tylko policjantów) do mieszkania, przedstawiłam sytuację, panowie byli bardzo uprzejmi i przekonali mnie, żebym wpuściła również D. w celu rozmowy. Pan fachowiec miał gębę pełną frazesów o zawłaszczeniu mienia i tym podobnych, ale koniec końców zginął od swojej własnej broni. Pokazałam panom zdjęcia efektów pracy D., naszą umowę (gdzie pod spodem podpisał, że pobrał zaliczki w wysokości takiej i takiej), smsy, wskazałam, że D. nie ma żadnych dowodów na to, które przedmioty w moim mieszkaniu należą do niego - zażądałam faktur, numerów seryjnych itp. Zadzwoniłam do nowego pana od remontu, który opisał co zastał u mnie w łazience i stwierdził, że nie należy się za to zapłata. Powiedziałam, że będę słowna i pozwolę mu zatrzymać ustaloną wcześniej kwotę, ale nie wydam mu narzędzi dopóki nie odda reszty.

Policjanci kazali nam się wylegitymować i spisać umowę o spłacie zaliczek, a D. powiedzieli, że nie ma prawa wynieść niczego z mojego mieszkania. "Specjalista od łazienek" w trakcie tego wszystkiego spokorniał i koniec końców wyszedł z podkulonym ogonem. Niedługo potem oddał pieniądze, ale narzędzia odebrał dużo później - mimo tego, że przecież tak bardzo były mu wcześniej potrzebne.

I to byłby koniec. Wspomnę tylko, że od koleżanki dowiedziałam się, iż D. zrugał swoją kuzynkę za to, że załatwiła mu tak ch*jową pracę (dobrze płatną, bez patrzenia na ręce, z częstowaniem kawką i przerwami na papieroska) oraz stwierdził, że jego niepowodzenia wynikły z faktu, że stałam mu nad głową i nie mógł się skupić (przez większość czasu siedziałam zamknięta u siebie w pokoju). Skończyło się na konflikcie rodzinnym - kuzynka mu nie uwierzyła, a i ojciec wziął go po tym w obroty.

Podsumowując: myślałam, że osoba z polecenia będzie bardziej godna zaufania niż ktoś z internetu, a stało się dokładnie odwrotnie.
Tak, wiem, że dałam się sfrajerzyć, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - nowa ekipa spisała się genialnie, łazienka oraz reszta mieszkania wygląda świetnie i w niczym nie przypomina PRL-u :)

kraków

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (258)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…