Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#75433

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Interesuję się wieloma rzeczami, min. harcerstwem, o czym będzie ta historia. Będzie piekielnie, ale na koniec śmiesznie.

Jako Rzeszowska Drużyna Starszoharcerska(czyt. Gimba i wyżej) zazwyczaj wybieramy się do lasu w Lutoryżu. I zawsze był tam taki "przypadkowy grzybiarz", choć ten nie taki przypadkowy. Dlaczego? Otóż kiedy byśmy nie pojechali, ten tam zawsze jest. Dość rączy jak na ok. 60 lat. Nie wiem, bał się, że mu grzyby ukradniemy? I zawsze nas obrażał. Zazwyczaj go ignorowaliśmy, ale kiedyś przesadził jak moja babcia słonecznika. Podczas ogniska i gawędy o bohaterach narodowych, znów zaczął się wydzierać. Więc wysłano mnie, jako tego idiotoodpornego(czyt. Innym się nie chce) na pertraktacje z Piekielnym.
J- Proszę pana, czego pan od nas chce?
P- Idźcie, won stąd szatany, komuniści!
J- Ale o co panu chodzi?
P- A paszoł won, do piekła!

I w ten deseń przez parę minut. W końcu go olałem i wróciłem do reszty.

Na następnej zbiórce mieliśmy grę zwaną "spółdzielnia". Chodzi o to, że każdy ma numer, osoba na środku kółka wywołuje 2 numery, które mają zamienić się miejscami. I najlepsze: wszelkie bójki jak najbardziej na miejscu :). Tak więc gramy w spółdzielnię i się mocujemy. Po pewnym czasie okazało się, że nas obserwuje ten dziadek. No to umówiłem się z kolegami, że zrobimy walkę pokazową, czyli dla szpanu. Co ważne, ja i mój kolega trenujemy aikido. Więc po paru minutach ostrej walki dziadek zniknął. I już się więcej nie pokazał :D

P.S. Z e-śmierdzielami skończyłem, nie martwcie się ;)

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (29)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…