Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#75619

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Co tu zaszło?

Razem z mamą prowadzę kwiaciarnię.
Kilka tygodni (może miesięcy) temu, mama opowiedziała mi dziwne zdarzenie, która miała w pracy.

Przyszedł klient i zamówił kosz róż za ponad 200 złotych. Kosz chciał odebrać następnego dnia, a całość okrasił szczegółową opowieścią, o tym, że jest marynarzem, właśnie wrócił do domu, a tak się złożyło, że żona w podróży służbowej i będzie jutro, to zrobi jej niespodziankę. Luz, romantyk przybił do portu.
Wyszedł z kwiaciarni, ale po kilkunastu minutach wrócił, lamentując, że zatrzasnął w aucie klucze do mieszkania, pieniądze, telefon, wszystko. Żeby rozwiązać sytuację, potrzebowałby 50 złotych, żeby dojechać taksówką do pracy do syna.

Ehe.

Mamie już bardzo śmierdziało, ale ponieważ asertywność -10, ciągnęła z nim dyskusję, że nie może mu ani dać, ani pożyczyć tych pieniędzy. Stanęło na tym, że użyczy mu telefonu, żeby do tego syna mógł zadzwonić i coś wymyślić. Przy mamie faktycznie wybrał numer i przeprowadził wylewną rozmowę. Podziękował i poszedł, zapewniając, że zaraz po otwarciu badylarni odbierze zamówienie.

Mama tknięta śmierdzącym przeczuciem spojrzała w połączenia wykonane z telefonu i okazało się, że żadne nie zostało wykonane.
Tknięta już cuchnącym smrodem, nie zrobiła kosza i dobrze, bo pan się więcej nie pojawił.

Sytuacja jasna, facet chciał ją zrobić na 50 zł.
Podziwiłam się nad ludzką pomysłowością i zapomniałam.

Aż do dzisiaj, kiedy na mojej zmianie do kwiaciarni wszedł pan. Jego zachowanie wskazywało na duży niedoczas i podenerwowanie. Poprosił o ułożenie mu od ręki dużego bukietu, tak za 200 zł. Zadowolona z takiego zlecenia, rozmawiając już z kolejnym klientem, składałam ten wielki i czasochłonny bukiet. Facet przerwał nam, bardzo uprzejmie prosząc o możliwość skorzystania z mojej toalety, bo wypił dwie kawy i krótko mówiąc, zaraz się posika.
Nie byłam zachwycona pomysłem, ale genetycznie asertywność -10 i mu pozwoliłam. Po wyjściu stwierdził, że widzi, że jeszcze mi zejdzie, więc wyjdzie sobie zapalić.

Ehe.
Tyle go widziałam.

W pierwszym odruchu myślałam, że poszedł do sklepu po te fajki, albo do domu i mu zeszło.
W drugim, że to jakiś mega dziwny patent na naciągnięcie na możliwość skorzystania z toalety (w kibelku żadnych "szkód" nie odnotowałam).
W trzecim, zadzwoniłam do mamy pożalić się, że zmarnowałam przez palanta kwiatów za miliony monet i wtedy mnie olśniło, że już podobną historię słyszałam.

Ten sam facet, podobny patent, bezczelność sięgająca sufitu i moja i mamy głupota.
O co tym razem chodziło? Jeśli o skrojenie mnie z portfela, to miał pecha, bo cała torebka leżała pod kasą.
Co zrobiłby, gdyby w kwiaciarni była mama, nie ja?

Liczyć na to, że więcej nie wróci, czy zgłosić na policję (Co? Nie wywiązanie się z ustnej umowy?)?

Trochę średnio się czuję z perspektywą, że w okolicy krąży ktoś taki, bo od razu mam w głowie kilka scenariuszy i każdy gorszy.

kwiaciarnia oszust

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 233 (253)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…