Moja połowica pracuje w całkiem sporej firmie ubezpieczeniowej. Niestety, kryzys na rynku, więc na początku roku trafiły się zwolnienia grupowe. Zwolniono 2 osoby z ich zespołu. Ta sama ilość pracy rozkładała się na mniej osób, ale jakimś cudem udawało się w miarę wyrabiać w terminach.
Niestety parę miesięcy później jednej z pracownic się zaciążyło, a druga znalazła lepiej płatną prace. Wobec tego, wszyscy nadganiali robotę na nadgodzinach. W firmie też było coraz więcej wakatów, przez co były problemy z terminami, co wymagało uproszczenia procedur i wyrabiania nadgodzin, co generowało większe koszta. Szefostwo prowadziło spotkania i "mitingi", próbując znaleźć rozwiązanie.
Znaleźli.
Tydzień temu zwolnili jeszcze 2 osoby. Reszcie obiecując podwyżki. W kwietniu. Może.
Moja właśnie szuka pracy, stwierdzając, że w kołchozie pracować nie będzie. I w sumie się jej nie dziwię.
Niestety parę miesięcy później jednej z pracownic się zaciążyło, a druga znalazła lepiej płatną prace. Wobec tego, wszyscy nadganiali robotę na nadgodzinach. W firmie też było coraz więcej wakatów, przez co były problemy z terminami, co wymagało uproszczenia procedur i wyrabiania nadgodzin, co generowało większe koszta. Szefostwo prowadziło spotkania i "mitingi", próbując znaleźć rozwiązanie.
Znaleźli.
Tydzień temu zwolnili jeszcze 2 osoby. Reszcie obiecując podwyżki. W kwietniu. Może.
Moja właśnie szuka pracy, stwierdzając, że w kołchozie pracować nie będzie. I w sumie się jej nie dziwię.
praca
Ocena:
250
(258)
Komentarze