Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76457

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Generalnie od kilku lat jestem na swego rodzaju diecie.

Moje jelita są nieco... nadwrażliwe. Nie mogę jeść gotowego, kupnego żarcia, niektórych słodyczy, pizzy z części pizzerii, chińczyków, kebabów, unikam gotowych przypraw, części sosów, kostek rosołowych, pieczywa z niektórych miejsc itp., bo zawsze kończy się to dla mnie zwijaniem się z bólu. Reaguję tak na nadmiar sody w takiej żywości, niektórych ulepszaczy, spulchniaczy, innej chemii. Nie jest to wybitnie uciążliwe, bo domowe jedzenie, większość restauracji i pieczywa są nadal ok, na weselach po prostu pytam po cichu obsługę, czy i co jest kupne, żeby wiedzieć co mogę zjeść, teściowa też ostrzega, więc nie przejmuję się tym problemem specjalnie.

Boże Narodzenie. Pierwszy dzień świąt spędzamy u teściów, z nami także szwagier z żoną. Na stół wjeżdża obiad, także dania wigilijne zachowane dla nas, bo nie byliśmy na kolacji. Upewniłam się, że wszystko, czego nie przywiozłam, domowe, teściowa i szwagierka same robiły, barszcz teściowa też gotuje od podstaw, nie z koncentratu, więc pałaszuję do spółki z mężem.

Mija trochę czasu. Czuję pewien dyskomfort. Myślę sobie - może okres się odezwał, to w końcu pora? Nie reaguję. Ale boli coraz bardziej. Zaczynam się martwić, mąż też, dostaję termofor dla rozluźnienia, potem tabletki, nie mija. Teściowa się martwi, mąż też. Pytam, czy na pewno nic z tego, co jadłam nie było ze sklepu, bo w sumie boli podobnie. Nie, nic, barszcz, sałatka, rybka od teściowej, uszka, kapusta, inne sałatki szwagierki, a resztę robiłam ja.

Boli coraz bardziej, z bólu mam zimne poty, mroczki przed oczami, ponoć jestem blada jak śmierć. Decyzja - chrzanić święta, dzwonimy po karetkę. Mąż wybiera 112, ja już nie mogę mówić, tylko jęczę zwinięta na kanapie. Teściowie przerażeni, szwagier wyszedł zapalić z nerwów, bo to jednak mało sympatyczna sytuacja. Po chwili słyszę awanturę w kuchni.

Karetka podjechała, mąż wyjaśnił ratownikom sytuację i pojechał za nami z moimi rzeczami i piżamą od teściowej. Na oddziale z miejsca prześwietlenia, badania, same atrakcje. Wszystko bez przeciwbólowych, bo jeśli by był wyrostek lub inne cudo - to nie wolno wcześniej nic brać, żeby nie było problemu z narkozą. Mnie nadal zwija. Badania nic nie wykazały, objawów więcej nie ma, lekarz uznał, że może to przez moje "uczulenie" pokarmowe, więc miałam przyjemność otrzymać lewatywę, kroplówkę i rozkurczowe. Mąż posiedział potem trochę ze mną wieczorem, potem wrócił do rodziców. Dzisiaj już wszystko przeszło, wyprosiłam wypis do domu, dodatkowo jeszcze teraz głodówka, na najbliższe dni dieta jak na żołądkówkę, czyli chleb, woda i kleik. Cudowne święta.

Ominęła mnie za to wielka awantura w świąteczny wieczór. Otóż: sałatka jarzynowa była z Biedronki, a uszka i pierogi z kapustą mrożone, kupione miesiąc wcześniej w innym markecie. Szwagierka zna mnie od lat. Nie robię tajemnicy z mojego problemu właśnie po to, żeby przy rodzinnych posiedzeniach uniknąć atrakcji. Uznała to za fanaberię, bo przecież nigdy nic mnie nie bolało - a chciała dobrze wypaść w święta, więc nie mówiła, że najbardziej upierdliwe do robienia jedzenie wzięła z Biedronki czy innego Tesco. No ale resztę już sama robiła i w sumie mogłam tyle nie jeść, to bym nie skończyła na SORze - tak ponoć argumentowała. Mój mąż mało jej nie eksmitował za drzwi, teściowa też. Gdy dziś wróciłam, już szwagrostwa nie było.

A niektórzy zastanawiają się, dlaczego się z nią nie lubimy.

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 330 (362)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…