Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#76812

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od września do czerwca trwa sezon na sporty halowe. Od kilku lat jako dodatkowe zajęcie siedzę w kasie i sprzedaję bilety na mecze.

Wygląda to w ten sposób, że w "kantorku" jest nas dwóch, siedzimy w pomieszczeniu przy wejściu na halę, a od klientów oddziela nas szyba z małym okienkiem na podanie pieniędzy i biletów. Podział pracy jest stały, ja biorę pieniądze i wydaję resztę, a kolega nabija ilość na kasę i wydaje paragony.

Wypunktuję co bardziej irytujące sytuacje:

1. Najbardziej widocznym jest to co opisała Pumuki w historii #76749:
Niemowy. Podchodzi facet, kładzie pieniądze. Ani dzień dobry, ani be ani me, ni spier... I się człowieku domyśl. Inni podchodzą i jęczą pod nosem "bilet". Kasuję 2 dychy to się drze "a czemu tak drogo? Zawsze po dychę były", no więc informuję, że za 10 to ulgowy.
- No przecież ja ulgowy chciałem!
Ludzie nie potrafią się przywitać, ani powiedzieć czego chcą, ale podejrzewam, że po prostu ich w domu nie uczono. Ostatnio w kolejce jakiś brzdąc (może 8lat?) uparł się, że on kupi. Ojciec (opiekun?) dał mu pieniądze i podchodzi mały do lady. Próbuje:
- Dzień dobry! Ja bym chciał kupić jeden...
Na co facet wyrywa mu pieniądze, rzuca na blat i mówi tak żebyśmy i mały i ja słyszeli ULGOWY. Po czym do małego "I tyle, a nie wymyślasz."

2. Na szybie jest naklejona kartka formatu A4, na której widnieje cennik. Stoi jak wół: Bilety na sezon 2016/2017. Normalny - 20. Ulgowy (dla studentów do 26r.ż., emerytów i posiadaczy grupy inwalidzkiej) - 10. Dzieci do lat 7 - 5, poniżej 4r.ż. - bezpłatnie.

Pomimo, że jest to już prawie połowa sezonu, pomimo, że są to ludzie, którzy chodzą na te mecze regularnie, bo wiem, widzę po twarzy, to wciąż nie umieją ani przeczytać cennika, ani się do niego zastosować.
Podchodzą ludzie: Normalny i dwa ulgowe. Kasuję 40, tyle wychodzi, prawda? Sprzedaż zakończona, bilety wydane, reszta, skasowane wszystko. Tu ważne: za każdym razem kiedy klient poda nam jakie bilety i ile ich chce, mówimy ile to kosztuje. Jest czas, żeby się zorientować (bo przecież chodzę na mecze od 10 lat, a przed nosem mam cennik, więc powinienem wiedzieć ile zapłacę), a nagle jest oburzenie. "No jak to 4 jak 3 dychy, mój 20 i dwa po piątkę".
No nie, poprosił pan ulgowe, a nie "Dla dziecka do lat 7". A te kosztują 10, nie 5. Awantura, kolejka stoi i dyskutant się pieni.
My o ile się da to wymieniamy te bilety, ale jest to problem kiedy na kasie są nabite ilości i raporty się nie zgadzają. Poza tym ile można pouczać jednego i tego samego gościa?
Najbardziej zdenerwował mnie człowiek, którego przykład dałem powyżej, bo chciał bilety ULGOWE. Miał pretensje, że jego dzieci mają 5 i 7 lat, to czemu sprzedajemy mu złe bilety i zarzucił nam
"OD TEGO TAM JESTEŚCIE!". I tu puściły mi nerwy, spytałem gościa czy wg niego ja jestem zobowiązany wiedzieć dla kogo kupuje bilety i ile oni mają lat, po czym kazałem wy... -jść z kolejki.

3. Ludzie zachowują się jakby nigdy nie widzieli kolejki do kasy i nie wiedzą jak ten wynalazek działa. Obsługuję klienta A, kładę mu na blat bilety, o które prosi (skrupulatnie, bo są bardzo śliskie i łatwo wydać za dużo), kładę resztę, a nagle klient B wrzuca w okienko swoje 20zł. Pierwszy jeszcze reszty nie dostał, ale tamten jak tylko miał ladę w zasięgu ręki, to już musi wrzucić. Boi się, że zgubi te pieniądze? Często też jeśli w kolejce stoi młodzież 10-15 lat to są chamsko wyprzedzani przez starszych, jakby ich tam nie było. "A, młodzi to tam nic nie znaczą, postoją sobie" I faktem jest, że tej kolejki przestrzegać nie umieją zwykle osoby starsze, a przecież za dawnych lat to się w kolejkach nastali...

4. Na każdym meczu dostajemy bilety, które są przeznaczone dla konkretnych osób. Zwykle są to bezpłatne zaproszenia, a kilka sztuk to opłacone wcześniej wejściówki. Takie bilety zawsze są opisane nazwiskiem lub hasłem, które trzeba nam podać. Przyszła grupka 5 osób, które chcą bilet na hasło xyz. Dostaliśmy 3. Wydajemy 3 i prosimy aby się skontaktować z tym, kto bilety załatwiał, jak dostaniemy jakiś sms od przełożonego, że wydać, to nie ma problemu. Często jest tak, że sami na szybko dzwonimy spytać "szefie, na hasło Kowal było coś?". I wszystko się wyjaśnia. Tutaj nic się nie wyjaśniło, wydaliśmy 3 i proszę odsunąć się i nie blokować kolejki. Dziewczyna robi nam awanturę, że my oszukujemy, że ktoś dostał nasze bilety i inne cyrki. Koniec końców dziewczę wpadło na szatański plan. Zajrzała wgłąb kantorka, dostrzegła bilet podpisany i zażądała wydania tamtych dwóch. Bo ona zna hasło! Pech. Raz, że nie z nami takie numery, a dwa, że trafiła na człowieka, który mecz po meczu, zawsze ten sam odbiera te bilety i wszyscy wiedzą kto to. Żeby rozjaśnić sprawę, to coś jakby podała hasło "prezes". Ostatecznie kolejkowicze się tak poirytowali, że je przegonili.

Ludzie, którzy przychodzą na mecz pierwszy raz, lub kiedyś byli okazyjnie nie muszą wiedzieć jaki jest system sprzedaży i to oczywiste i nikt nie ma z tym problemu. Niektórzy znajomi znajomych czasem proszą, żeby mi dać znać "odłóż mi dwa bilety, żeby nie zabrakło, przyjdę i kupię". no i okej. Biletów nie zabraknie, bo sprzedaż jest nieograniczona, więc takie prośby to zwykle są pomijane. Tylko któryś z nas pamięta, że przyjdzie jakiś facet kupić 3 sztuki. Było tak, że mieliśmy informację, że przyjdzie klient, kibic zespołu przeciwnego, po 5 wejściówek. Zadzwonił wcześniej ktoś z ich klubu, bo się facet bał, że zabraknie. Podszedł do nas, przedstawił się, że "to ja po te 5 biletów, pan Adam miał załatwić". To nie było w tym sezonie, wtedy bilet kosztował 25zł. Pan podchodząc miał odliczoną kwotę 125, położył ją na ladzie już kiedy się witał z nami. Poszedł z rodziną zadowolony, ale w połowie meczu, kiedy zamykaliśmy kasę wrócił. Awantura, że my go oszukaliśmy! Bo mu pan Adam załatwiał! to czemu my pieniędzy żądaliśmy! On miał tylko odebrać, a nie płacić!Ta.. A te odliczone pieniądze to miał tylko przypadkiem.
To, że mu jakiś znajomy zadzwonił to nie znaczy, że zapłacił.
I facet wiedział, ale kłócił się licząc, że może pieniążki dostanie z powrotem. Szkoda naszego czasu, więc tylko szybkie wskazanie na napis "Po odejściu od kasy reklamacje nie będą uwzględniane" i żegnamy.

5. Jest zima i obok hali powstało, jak co roku, lodowisko. Kasa lodowiska jest 2 metry od naszej. Wiem, że to źle i wiem, że ciężko się zorientować komuś, kto odwiedza ten obiekt raz na rok, ale na litość boską wszędzie wiszą cenniki, a w dodatku nasza kasa jest obwieszona koszulkami zespołu, jest szalik, skarpety, logo zespołu... Za to druga kasa za sobą mieści widoczny dla wszystkich magazyn łyżew, kasków i szatnię. Podeszli ludzie, poprosili dwa bilety ulgowe. Poszli, wrócili po 20 minutach (!), że ja im sprzedałem bilety na mecz, a oni chcieli lodowisko.
Serio? Na bilecie znajdują się tak mało znaczące rzeczy jak:
a) logo zespołu b) napisana nazwa zespołu c) zdjęcie zawodnika (czarnoskórego) w pełnym stroju. 20 minut zeszło im, żeby się domyślić... Szkoda słów.

Na koniec sam nie wiem czy to piekielność, ale odwiedził naszą halę mężczyzna czarnoskóry, lekko zarośnięty, około 25 lat.
Nie znał języka polskiego, więc użył kartki żeby się porozumieć. (Tu lipa, bo mnie nie było, a kolega nie umie po angielsku mówić...) Na kartce napisał coś w stylu: "Nic wam w środku nie zrobię tylko chce bilet". Ochrona spanikowała i wzięła go za szurniętego i groźnego...

hala sportowa

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (160)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…