Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#7701

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu wybrałam się na zakupy. Akurat miałam do wykonania misję specjalną a mianowicie zdobyć dla Taty czarny salceson, na który miał straszną zachciewajkę. Oblatałam okoliczne sklepiki, niestety skutek był marny - wszędzie panował deficyt salcesonu. Gdy w końcu go znalazłam, za swój zakupowy sukces musiałam zapłacić małym incydentem z panią ekspedientką:
Podchodzę do lady i proszę o pół kilo salcesoniku.
- Jakiej jest rasy? - zagaduje mnie z uśmiechem miła pani i zaczyna ważyć wędlinę.
Mojej miny w tym momencie nie da się opisać. Zdziwienie,zaskoczenie, oraz przysłowiowy karpik.
- Słucham?! - odzywam się totalnie zaskoczona.
- No jakiej rasy jest piesek?
- Jaki piesek? - zaczęłam się rozglądać dookoła, ale żadnego psa nie zauważyłam.
-No jak to jaki? -kobieta spojrzała na mnie z politowaniem- ten dla którego kupuje pani salceson.
Spojrzałam na nią jak na przybysza z kosmosu.
-Ale ja nie mam psa.
-To po co pani ten salceson? - zdziwiła się.
-Dla taty, bardzo go lubi - zachowanie tej pani najpierw mnie rozśmieszyło a potem zaczęło irytować. Nie wiedziałam do czego dąży ta irracjonalna rozmowa.
- Dla ojca?! Pani chce ojca tym karmić?! - kobieta zrobiła minę, jakbym jej właśnie oznajmiła, że faktycznie mój Tato żywi się odchodami - To się dla psów kupuje! Dla ojca to się bierze szyneczkę.
I tutaj kobieta wskazała mi na wędlinę za prawie 30 zł za kilogram.
A spojrzała na mnie takim wzrokiem, że od razu poczułam się jak wyrodna córka. Myślę sobie - Boże, przecież to jakaś komedia. Ta babka jest chyba niespełna rozumu. Ale nie dam się, będę twarda. Nie dam sobie wcisnąć tej szyneczki. Policzyłam w duchu do dziesięciu i zapytałam najspokojniejszym i najbardziej uprzejmym głosikiem na jaki mnie było stać w tej sytuacji:
-A co, termin ważności się kończy, że ją pani tak zawzięcie proponuje? - ( A masz wredna jędzo - to za zrobienie z mojego taty Azorka czy innego Burka).
W kobietę jakby piorun strzelił. Spurpurowiała i nadęła się ze złości jak balon, a potem z szybkością Kubicy na torze popędziła na zaplecze. Nie ma jej i nie ma. Już miałam dać sobie spokój. No ale salceson! Muszę mieć ten wredny salceson! Nagle wraca ten mój ekspert od psiej karmy. Widać, że kobieta doszła już do siebie, zaleciało od niej papieroskiem, spojrzała na mnie zrezygnowanym wzrokiem i mówi:
-Ale wstyd! Widzę, że to już się po całym osiedlu rozniosło. Co poradzimy, skoro ten szlachcic za dychę (czytaj: szef ) nam to potem z wypłaty potrąca? Musimy ludziom wciskać!
Dopiero po chwili dotarł do mnie sens jej słów - palnęłam ten tekst dla żartu (powiedzmy), a okazał się strzałem w dziesiątkę! Okazało się, że w tym sklepie notorycznie wciskali wędlinę po terminie.
Po dłuższej rozmowie z tą panią zakupiłam w końcu ten nieszczęsny salceson (miał dobrą datę - sprawdzałam!) i udałam się do domu. Reakcja moich bliskich na opowiedzianą historię była jedna - śmiech do łez. Tylko Tato jakoś tak dziwnie przestał o salcesonie wspominać...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 796 (912)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…