Jeśli jakiś dzień zaczyna się źle, to możemy z wysokim prawdopodobieństwem założyć, że wszystko już będzie nie tak. Ludzie także.
Zaspałam - bywa. Zaziębiona jestem - bywa. Na dworze plucha, nie mam śniadania, dookoła pustynia bez spożywczaków czy chociażby kiosku, a Pan Kanapka dociera o 12. Na szczęście przy docelowym przystanku, w przejściu podziemnym, jest jeden jedyny sklepik z kanapkami, bułkami itp. Docieram, staję w kolejce z kanapką w ręku - przede mną dwie osoby, luzik.
Kobieta przede mną podchodzi do okienka i zaczyna litanię - kanapka, serek, ciastka, cukierki... o wszystko podpytuje, czas leci. Pytam więc grzecznie, czy mnie przepuści, bo spóźniam się do pracy, a mam tylko jedną kanapkę. Popatrzyła na mnie jak na kosmitę: "Nie".
Odwróciła się do okienka, zerknęła znowu na mnie i zaczęła:
- A te cukierki to na pewno naturalne? A z czego? A skąd maliny? A skąd te bułki? Z jakiej mąki? A twarożek? A budyń na nich?
I w ten deseń, zerkając na mnie co chwila. Mi w brzuchu burczy, pracę zacząć powinnam jakieś 5 minut temu, ale cholera, do Pana kanapki 4h, umrę bez śniadania. A baba wyraźnie złośliwie coraz bardziej zadowolona.
Kupowała te pieprzone bułki i cukierki, twarożki i ciastka niemal kwadrans, uśmiechając się do mnie i zlewając prośby o przepuszczenie. Sprzedawczyni nie reagowała, patrzyła na mnie tylko boleśnie.
Serio, skąd taka złośliwość w ludziach?
Zaspałam - bywa. Zaziębiona jestem - bywa. Na dworze plucha, nie mam śniadania, dookoła pustynia bez spożywczaków czy chociażby kiosku, a Pan Kanapka dociera o 12. Na szczęście przy docelowym przystanku, w przejściu podziemnym, jest jeden jedyny sklepik z kanapkami, bułkami itp. Docieram, staję w kolejce z kanapką w ręku - przede mną dwie osoby, luzik.
Kobieta przede mną podchodzi do okienka i zaczyna litanię - kanapka, serek, ciastka, cukierki... o wszystko podpytuje, czas leci. Pytam więc grzecznie, czy mnie przepuści, bo spóźniam się do pracy, a mam tylko jedną kanapkę. Popatrzyła na mnie jak na kosmitę: "Nie".
Odwróciła się do okienka, zerknęła znowu na mnie i zaczęła:
- A te cukierki to na pewno naturalne? A z czego? A skąd maliny? A skąd te bułki? Z jakiej mąki? A twarożek? A budyń na nich?
I w ten deseń, zerkając na mnie co chwila. Mi w brzuchu burczy, pracę zacząć powinnam jakieś 5 minut temu, ale cholera, do Pana kanapki 4h, umrę bez śniadania. A baba wyraźnie złośliwie coraz bardziej zadowolona.
Kupowała te pieprzone bułki i cukierki, twarożki i ciastka niemal kwadrans, uśmiechając się do mnie i zlewając prośby o przepuszczenie. Sprzedawczyni nie reagowała, patrzyła na mnie tylko boleśnie.
Serio, skąd taka złośliwość w ludziach?
Ocena:
266
(322)
Komentarze