Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78254

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając niektóre historie o weselach i dość nieprzyjemnych sytuacjach rodzinnych, uznałem, że dodam i swoją ;)

Mam dziewczynę, a w zasadzie narzeczoną, jesteśmy razem już prawie 5 lat, planujemy ślub i wesele. Mieszkamy też razem już parę miesięcy. Wywodzę się z mocno katolickiej rodziny, jednak sam jestem niewierzący, moja luba także.* Zdecydowaliśmy się więc na ślub cywilny, a że mamy spore pokłady znajomych, to wesele też do małych należeć nie będzie (będzie około 350 osób).

Chodziliśmy po rodzinie, tej bliższej i dalszej. No, oczywiście każdy miał jakieś "ale", bo jak to tak ślub cywilny! Ale tłumaczyliśmy, jaka jest sytuacja i zazwyczaj nie było to tragicznie odbierane. To zmieniło się, gdy przyszliśmy do mojego domu rodzinnego.

Przychodzimy i wiadomo, kawka, herbatka, co tam słychać i inne duperele. Zawsze miałem moich rodziców za ludzi, którzy mnie wspierali i nawet jeśli czasem się kłóciliśmy, to zawsze mogłem liczyć na ich pomoc, czy to słowną, czy też finansową. Oj, jakże bardzo się myliłem.

Podstawowym pytaniem było "a w jakiej parafii macie ten ślub?", albo "ksiądz chociaż dobry będzie? Bo ważne, żeby was dobrze poprowadził." Tłumaczymy, jaka jest sytuacja (moi rodzice wiedzą, że jestem niewierzący odkąd skończyłem 17 lat) i mówimy, że to będzie ślub cywilny na podwórku obok domu weselnego, a potem od razu wesele. Taka skromna ceremonia. I wtem, jak nie hukną! Bo jak to tak robić wesele, mając ślub cywilny, przecież taki ślub nie jest prawdziwy, będziecie żyć w grzechu do końca życia! Zrobili mocną awanturę, grozili wydziedziczeniem, matka się popłakała, ojcu nieomal żyłka nie wyskoczyła, mało brakowało, a by mnie pobił. Chcieli mojej kobiecie zrobić znak krzyża na czole, przed czym ich oczywiście powstrzymałem, bo chcąc nie chcąc takie działanie nie jest zbyt komfortowe dla "ofiary". Zadeklarowali, że ani na ceremonię, ani na wesele nie przyjdą. Oburącz podpisali się też pod tym moi dziadkowie z podobnym efektem, może nieco mniej spektakularnym. Opuściliśmy mój rodzinny dom z popsutym humorem.

Koniec końców wyszło na to, że mojej najbliższej rodziny nie będzie na naszym weselu i najprawdopodobniej długo się nie zobaczymy. Miałem ich za ludzi bardziej rozgarniętych, którzy zrozumieją to. Tym bardziej, że wiedzieli od kilku ładnych lat, że nie mam zamiaru rozwijać swojego życia religijnego. Zrobiło mi się trochę smutno z tego powodu, jednak z drugiej strony to chyba lepiej, niż mieć na dupie kogoś, kto za wszelką cenę będzie chciał mi wpoić religię do głowy ;)

* To, że jestem niewierzący, nie oznacza, że nie toleruję religii. Szczerze, w dupie mam to, w co ktoś wierzy, umiem to uszanować.

Rodzina

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (283)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…