Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#78422

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z okazji, że w końcu pozbywam się sąsiadki (tzn. wyprowadza się), opiszę tu lata mieszkania płot w płot.
Siedząc w domu przy rozmowie przypomniało się trochę historii.

Sąsiadka: lat niecałe 60, bogaty, 20 lat starszy mąż utrzymywał ją cały czas, przez co kobieta może pochwalić się stażem pracy może 3 czy 5 lat w ciągu swego żywota. Ciągle siedzi w domu. W skrócie jest irytująca i ma strasznie nie po kolei w głowie. Do rzeczy:

Układ działek jest taki, że nasze posesje się łączą płotem, każda ma wjazd od innej, równoległej ulicy. Sąsiadka miała na pieńku z 4 z 5 sąsiadów (z ostatnimi łączył ich tylko kawałek żywopłotu).

Kowalscy kupili swoim dzieciom trampolinę. Sąsiadka stwierdziła, że 'jak tak można hałasować, o takiej porze!", więc rozwinęła wąż z wodą i ponad płotem lała wodę z węża na trampolinę i dzieci.
"Taka" pora to godzina 17, niedziela. Latem.

Sąsiadka mieszka w domu odkupionym od dobrego znajomego rodziców. Kiedy on mieszkał, dla ułatwienia kontaktu była między naszymi posesjami furtka, sąsiadka poprosiła o nie zamykanie jej, gdyż przez naszą posesję droga do centrum skraca się o jakieś 10 minut. Gdybyśmy te 15 lat temu wiedzieli na co się piszemy...

Kobieta nie wie co to kultura osobista, wchodziła nam do domu bez pukania, dzwonienia itd. Rodzice na siłę chcieli nie robić kłopotów, więc to tolerowali. Ja nie, więc zwykle jej odwiedziny komentowałem docinkami typu "o, nie było słychać pukania/dzwonka".

Przebrała się miarka, kiedy będąc sam w domu wyszedłem spod prysznica z samym ręcznikiem w ręce, wparowała znowu w jak zwykle ważnej sprawie. Od tamtego czasu kazałem jej nie dosłownie, ale wyraźnie spierd@lać, ale do pustego łba nie trafiało. Wchodzi, drzwi za sobą nie zamknie i ładuje się z butami do pokoju. Dodam, że w domu mamy ptactwo latające po całym domu. Gdyby któreś wyleciało, to bym ją przetrącił na miejscu. Sam uważam, że akceptowanie tego przez moich rodziców było idiotyzmem, ale nie dotarło. Kiedy założyłem kłódkę zdjęli ją, bo nie wypada. Paranoja osiągnęła apogeum, kiedy raz mówiąc coś o niej w pokoju dziennym opierdzielił mnie ojciec, żebym mówił ciszej, bo kto wie czy ona nie stoi w korytarzu.

Raz przeszła od siebie do nas furtką, a od nas do Kowalskich przez płot (!!!), żeby wyzywać panią Nowak, tę od trampoliny.
Kiedy Kowalscy kazali jej się wynosić to wsiadła na nich.
Żenująca sytuacja.

Ogólnie rzecz biorąc dni kiedy ubliżała sąsiadom były bardzo często. Kilkakrotnie kończyły się interwencją straży miejskiej lub policji. Każdy, kto śmiał jej zwrócić uwagę był neandertalczykiem (ulubiony epitet). Sama za to wytykała innym to jak wychowują dzieci (wspomniałem, że sama nie ma ani jednego?) lub to jak zajmują się zwierzętami (po śmierci swojego psa wzięła nowego ze schroniska i po tygodniu go oddała).

Ach, kot. Mieliśmy wysyp bezdomnych kociąt. Nikt w okolicy ich nie chciał, ale też nie można było im pozwolić na śmierć. Jeden zamieszkał u nas w krzakach. Tata przez to, że dużo czasu spędza w ogrodzie jakoś małego przyswoił do siebie i widać było, że się z nim związał. Po dwóch tygodniach kotek pozwolił się głaskać, bawił się. Sielanka. Jednego dnia tata poszedł do ogrodu i kotek się nie zjawiał kilka godzin. Sąsiadka zapytana czy go widziała odparła, że tak. Weszła do nas do ogrodu, złapała go i wywiozła kuzynce na wieś, bo tam mu będzie lepiej...

Jak wspomniałem używała naszej posesji jako skrót do miasta. Problem pojawiał się zimą, bo furtka jest w ogrodzie i nie ma chodnika tylko trawnik. Wynajmowała sobie żuli (dosłownie) do prac ogrodowych typu koszenie trawnika. Zimą wysyłała tych meneli do nas żeby odgarniali śnieg z trawy, żeby jaśnie pani mogła przejść. Skutkiem była zniszczona trawa i worki nawozu na wiosnę, żeby to odratować. Dotarło do niej dopiero po kilku latach.

Moi rodzice nie chcieli ukrócić tego zachowania mimo, że widzieli jaka ona jest. Tego akurat nigdy nie zrozumiem. Przestali się z nią zadawać dopiero kiedy pożyczyła pieniądze (mówiła, że na lekarstwa) i nie oddawała przez miesiąc. Nawet się w ogrodzie nie pokazywała. Kiedy później rodzice odmówili pożyczki, to próbowała wziąć kasę ode mnie i mojego rodzeństwa.

Ehh... dobrze, że już jej nie zobaczę.

sąsiedztwo

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (240)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…