Co prawda nie był to piekielny klient, raczej zabawny, no ale...
Dawno dawno temu istniał w pewnym pięknym mieście wojewódzkim dobry klub metalowy i w piątek "koncertowy" zbierała się pod nim wielka czarna masa. Ponieważ normą było, szczególnie w młodszych grupach, że najpierw się znietrzeźwia, a potem dopiero do klubu wchodzi, pielgrzymkowali oni zaciekle do pobliskiego dyskontu z bogatym wyborem alkoholu. Był właśnie jeden z tych piątków, w klubie grała mało wtedy (poza niszą) znana w Polsce gwiazda pod nazwą Behemoth, więc kolejka w sklepie wyjątkowo długa, smoliście czarna, czarnym makijażem i plugawymi symbolami pokryta. Do jednego z obwieszonych skórą i metalem drabów podchodzi krucha staruszka, trąca go w ramię i pyta:
-Przepraszam, synku, mógłbyś mi kupić piwo? Nie mam siły stać w tej kolejce...
Facet skinął grzecznie, a gdy przyszła jego kolejka, wypalił do sprzedawczyni:
-Cztery Komandosy, pół litra Parkowej... i jedną Wareczkę, bo koleżanka dzisiaj dowodu nie wzięła!
Dawno dawno temu istniał w pewnym pięknym mieście wojewódzkim dobry klub metalowy i w piątek "koncertowy" zbierała się pod nim wielka czarna masa. Ponieważ normą było, szczególnie w młodszych grupach, że najpierw się znietrzeźwia, a potem dopiero do klubu wchodzi, pielgrzymkowali oni zaciekle do pobliskiego dyskontu z bogatym wyborem alkoholu. Był właśnie jeden z tych piątków, w klubie grała mało wtedy (poza niszą) znana w Polsce gwiazda pod nazwą Behemoth, więc kolejka w sklepie wyjątkowo długa, smoliście czarna, czarnym makijażem i plugawymi symbolami pokryta. Do jednego z obwieszonych skórą i metalem drabów podchodzi krucha staruszka, trąca go w ramię i pyta:
-Przepraszam, synku, mógłbyś mi kupić piwo? Nie mam siły stać w tej kolejce...
Facet skinął grzecznie, a gdy przyszła jego kolejka, wypalił do sprzedawczyni:
-Cztery Komandosy, pół litra Parkowej... i jedną Wareczkę, bo koleżanka dzisiaj dowodu nie wzięła!
Sklep samoobsługowy "R."
Ocena:
2604
(2770)
Komentarze