Jakoś tak wiele styczności z policją nie miałem w życiu, ale coś mnie tknęło, żeby to opisać. Kilka, może błahych, spraw:
Widziałem raz facetów szarpiących za drzwi do sklepu po godzinach otwarcia, wyglądało jak próba włamania, zadzwoniłem na policję - "dzięki za cynk" - słowa dyżurnego.
Znam pracownika sklepu, więc zapytałem dzień później, czy była interwencja. NIE.
W okresie noworocznym byłem w galerii handlowej i byłem świadkiem sytuacji, gdzie trzech chłopaków odpalało petardy hukowe i błyskowe, po czym rzucali je pod nogi ludzi wychodzących z centrum (szczytem były rzuty pod wózek z dzieckiem i rowerzystę).
Telefon na policję, dyżurny sprawiał wrażenie zainteresowanego. Wypytał, o które z 4 wejść chodzi, ilu, jaki wiek itd. Wysyłam radiowóz!
20 minut czekałem. Oczywiście nikt nie przyjechał. Nawet jeśli w końcu dojechali, to po nic, bo 10 minut po telefonie piromani sami sobie poszli (może po więcej amunicji). I nie ma wytłumaczenia, nie wierzę, że nie było w pobliżu radiowozu, skoro na rynku 100 metrów dalej patrol przejeżdża raz na 15 minut.
A to, co sprawiło, że opisuję tu te dwie rzeczy, to ostatnia rozmowa na imprezie. Znajoma-znajomej-znajomych, jak się okazuje, policjantka, mówi:
"Pierd0lę, niech sobie sami go ścigają. Za 2 tysiące miesięcznie mam w dupie ryzykowanie".
Policjant.
Zawód z powołania.
Widziałem raz facetów szarpiących za drzwi do sklepu po godzinach otwarcia, wyglądało jak próba włamania, zadzwoniłem na policję - "dzięki za cynk" - słowa dyżurnego.
Znam pracownika sklepu, więc zapytałem dzień później, czy była interwencja. NIE.
W okresie noworocznym byłem w galerii handlowej i byłem świadkiem sytuacji, gdzie trzech chłopaków odpalało petardy hukowe i błyskowe, po czym rzucali je pod nogi ludzi wychodzących z centrum (szczytem były rzuty pod wózek z dzieckiem i rowerzystę).
Telefon na policję, dyżurny sprawiał wrażenie zainteresowanego. Wypytał, o które z 4 wejść chodzi, ilu, jaki wiek itd. Wysyłam radiowóz!
20 minut czekałem. Oczywiście nikt nie przyjechał. Nawet jeśli w końcu dojechali, to po nic, bo 10 minut po telefonie piromani sami sobie poszli (może po więcej amunicji). I nie ma wytłumaczenia, nie wierzę, że nie było w pobliżu radiowozu, skoro na rynku 100 metrów dalej patrol przejeżdża raz na 15 minut.
A to, co sprawiło, że opisuję tu te dwie rzeczy, to ostatnia rozmowa na imprezie. Znajoma-znajomej-znajomych, jak się okazuje, policjantka, mówi:
"Pierd0lę, niech sobie sami go ścigają. Za 2 tysiące miesięcznie mam w dupie ryzykowanie".
Policjant.
Zawód z powołania.
Ocena:
189
(227)
Komentarze