Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#79000

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewna historia na tym portalu o perypetiach z gimnazjum przypomniała mi jaki ja miałam problem w tamtych czasach.

Jako że, nie mogę spożywać laktozy od dziecka nie jadłam niczego co by ją zawierało. Ponadto nie lubię mięsa ani jajek. Początkowo rodzice zmuszali mnie do jedzenia tych produktów, bo przecież białko, składniki odżywcze itp. ale wraz ze wzrostem świadomości na temat żywienia i tego, że białko zwierzęce da się zastąpić roślinnym bez szkody na zdrowiu (oczywiście przy odpowiednio zbilansowanym żywieniu!), rodzice coraz częściej pozwalali mi na unikanie znienawidzonych przeze mnie produktów, zastępując je innymi, takimi które lubię, zawierającymi odpowiednie składniki odżywcze. Praktycznie od 11 roku życia nie spożywam już produktów odzwierzęcych.
Spowodowało to dość korzystną dla mnie sytuacje, gdy w wieku dojrzewania ominął mnie całkowicie trądzik młodzieńczy. Podczas gdy moi rówieśnicy mieli całe twarze wysypane krostkami, ja miałam cerę jak pupa niemowlęcia. Jak stwierdziła koleżanka mojej mamy (koleżanka jest lekarzem): "nie przyjmuje hormonów od zwierząt, to i jej własne mniej świrują".

Długi wstęp był potrzebny, a teraz akcja właściwa:
Bez przerwy słyszałam od nauczycielek, że mam iść "zmyć puder z twarzy" i za nic nie dały sobie wytłumaczyć, że to nie "puder" tylko taką mam twarz. Przez pierwszy tydzień ciągle dostawałam uwagi do dziennika, za noszenie makijażu (było to zabronione w regulaminie szkoły). Byłam też ciągle strofowana, że "wygląd nie jest najważniejszy i mam się zająć nauką a nie się malować". Co ciekawe nauczycielki, które najbardziej się czepiały same miały wykonany na twarzy makijaż, wcale nie lekki i naturalny tylko naprawdę wyraźnie widoczny. Po tygodniu poprosiłam mamę o pójście do szkoły i załatwienie tej sprawy, bo już miałam dość wysłuchiwania i tłumaczenia się. Mama sprawę załatwiła, i w tym aspekcie miałam już spokój. Ale to nie był koniec problemów.

Oczywiście wszystkie moje koleżanki ze szkoły chciały poznać tajemnicę mojej nieskazitelnej cery, ja oczywiście podzieliłam się z nimi moją receptą na piękny wygląd, część z nich uznało, że także przestanie jeść mięso i produkty odzwierzęce. Pociągnęło to za sobą szereg niezbyt miłych sytuacji:
1. Wychodząc ze szkoły zostałam zaczepiona przez matkę jednej z dziewczyn, które postanowiły odstawić mięso. Zostałam zjechana od góry do dołu, że jestem nienormalna i mam się iść leczyć, bo wpajam jej córce jakieś chore ideologie i ona się jej nie słucha przeze mnie. Oczywiście zabroniła mi się zbliżać do swojej córki i z nią w ogóle rozmawiać. Zagroziła, że załatwi mi, że wywalą mnie ze szkoły. Dla mnie, ledwie 13 latki było to naprawdę potworne doświadczenia.
2. Ta sama matka zebrała dwie inne jej podobne i wspólnie interweniowały u wychowawczyni naszej klasy. Co poskutkowało uwagą pod tytułem "Hama wprowadza niepokój wśród pozostałych dzieci. Głosi szkodliwe dla zdrowia idee dotyczące żywienia" i wezwaniem rodziców do szkoły. Na drodze kompromisu, stanęło na tym, że to co jem jest moją prywatną sprawą, ale mam nie opowiadać innym o niejedzeniu mięsa. Dostosowałam się i nie poruszałam więcej w rozmowach kwestii mojego żywienia.
3. Owym matkom to nie wystarczyło. Uznały, że MUSZĘ jeść mięso! Gdy tylko widziały mnie na szkolnym korytarzu, byłam zaczepiana i przy wszystkich dostawałam opieprz, że "odżywiam się jak jakiś ułom", i że jak nie będę jeść mięsa to umrę. Jak nic sobie z tego nie robiłam i próbowałam po prostu odejść, nie dawały mi możliwości ucieczki, chwytając mnie za ramię i dalej głosząc swoje poglądy. Oczywiście krzykiem i wyzwiskami. Gdy tylko zobaczyła to jakaś z dyżurujących na korytarzu nauczycielek, przeganiała je, aczkolwiek dyżurujących nauczycielek było dwie a szkoła powierzchniowo duża, więc zanim któraś zauważyła co się dzieje, musiałam swoje wycierpieć. Któregoś razu nie wytrzymałam i jak któraś z mamusiek szarpała mnie i ścisnęła za mocno, uderzyłam ją z otwartej ręki w twarz. Oczywiście ona sprawę zgłosiła do dyrekcji, mówiąc że trzeba mnie odseparować od ludzi, wyrzucić - już, teraz, natychmiast! Aczkolwiek dzięki temu, że nauczycielki dyżurujące nie raz widziały jak mnie atakuje i zaświadczyły to przed dyrekcją, obyło się bez żadnych konsekwencji dla mnie.

Po tym incydencie moi rodzicie narobili rabanu jakiego ta szkoła jeszcze nie widziała. Działo się i to grubo. Stanęło na tym, że owe matki miały zakaz wstępu a teren szkoły, jeśli nie zostały wezwane do tej szkoły przez nauczycieli lub jeśli nie było wywiadówki. Zabroniono im także się do mnie zbliżać i odzywać, pod groźbą wezwania policji i podania do sądu za psychiczne i fizyczne znęcanie się. Od tego momentu miałam spokój. Jedynie straciłam kilkoro koleżanek i kolegów - tych którzy byli dziećmi piekielnych matek.

EDIT:
Wiele osób nie czytało ze zrozumieniem. W tej historii opisałam tylko piekielności, jakie mnie spotkały.
Nie twierdzę, jak ktoś zasugerował w komentarzu, że trądzik jest karą za jedzenie mięsa.
Napisałam tylko, że w moim przypadku to zadziałało na moją korzyść.
Nie twierdzę nigdzie, że jedząc mięso nie można być pięknym i młodym.
Tym bardziej nikogo z was nie namawiam nawet do tego, żeby przestać jeść mięso. Sama go nie jem, bo po prostu nie lubię.
A mam wrażenie, że poczuliście się zaatakowani samym faktem, że odżywiam się inaczej i odpowiedzieliście na to postawą obronną pt. "najlepszą obroną jest atak". Wyluzujcie :P

szkoła

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 50 (172)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…