Nie mam psa.
Nie mam, rodzice się nie zgadzają, jakoś żyję, podkradając psa sąsiadowi.
Jackie to siedmioletni mieszaniec husky i owczarka niemieckiego, który duchem jest, był i będzie szczeniakiem. Pocieszna, przyjazna psina ze schroniska.
No właśnie, schronisko. Ewidentnie, coś w schronisku było nie tak, może walki psów, czy po prostu gryzły się między sobą w klatkach, ale ten mój przyjaciel nienawidzi samców jak najgorszych demonów, nieważne, czy to maltańczyk czy doberman.
Reaguję jak mogę, chodzę rzadko główną ulicą, częściej "południówką" i okolicznymi lasami, gdzie ludzi z pupilami mniej, aczkolwiek zawsze się kogoś spotka.
No i właśnie, spotkałam JĄ. Idę lasem, raczej już z niego wychodzę, wąska ścieżka, wszędzie krzaki, uciec nie ma gdzie. Idzie sobie pani z jakimś maleństwem, nie wiem konkretnie, cóż to była za psina. Kontrolnie biorę psa blisko siebie, łapiąc bezpośrednio za kolczatkę (którą nosi, bo pary ma dużo, a ponieważ w środeczku ma siedem miesięcy i jest ciekawski jak jasny czort, to bez niej pewnie by przetargał mnie po chodniku nie raz) i wołam, że może by psa wziąć bliżej lub na ręce, bo ten mój głupek to zaczepny jest.
Pani spojrzała mi prosto w oczy i spuściła swoją miniaturę ze smyczy. Jak wiadomo, te małe są najwredniejsze, więc i kolega przypuścił do ataku. Jackiego udało mi się odciągnąć ledwo a ledwo, ładując się w pajęczyny, a pani dumnie rzekła:
-Takie bestie to do uśpienia!
Cóż.
PS: Pies kagańca nie nosi. Nie mój pies, nie moja sprawa, ja go tylko wyprowadzam, a wiem, że człowieka jeszcze nigdy nie ugryzł i bez dobrego powodu tego nie zrobi.
Nie mam, rodzice się nie zgadzają, jakoś żyję, podkradając psa sąsiadowi.
Jackie to siedmioletni mieszaniec husky i owczarka niemieckiego, który duchem jest, był i będzie szczeniakiem. Pocieszna, przyjazna psina ze schroniska.
No właśnie, schronisko. Ewidentnie, coś w schronisku było nie tak, może walki psów, czy po prostu gryzły się między sobą w klatkach, ale ten mój przyjaciel nienawidzi samców jak najgorszych demonów, nieważne, czy to maltańczyk czy doberman.
Reaguję jak mogę, chodzę rzadko główną ulicą, częściej "południówką" i okolicznymi lasami, gdzie ludzi z pupilami mniej, aczkolwiek zawsze się kogoś spotka.
No i właśnie, spotkałam JĄ. Idę lasem, raczej już z niego wychodzę, wąska ścieżka, wszędzie krzaki, uciec nie ma gdzie. Idzie sobie pani z jakimś maleństwem, nie wiem konkretnie, cóż to była za psina. Kontrolnie biorę psa blisko siebie, łapiąc bezpośrednio za kolczatkę (którą nosi, bo pary ma dużo, a ponieważ w środeczku ma siedem miesięcy i jest ciekawski jak jasny czort, to bez niej pewnie by przetargał mnie po chodniku nie raz) i wołam, że może by psa wziąć bliżej lub na ręce, bo ten mój głupek to zaczepny jest.
Pani spojrzała mi prosto w oczy i spuściła swoją miniaturę ze smyczy. Jak wiadomo, te małe są najwredniejsze, więc i kolega przypuścił do ataku. Jackiego udało mi się odciągnąć ledwo a ledwo, ładując się w pajęczyny, a pani dumnie rzekła:
-Takie bestie to do uśpienia!
Cóż.
PS: Pies kagańca nie nosi. Nie mój pies, nie moja sprawa, ja go tylko wyprowadzam, a wiem, że człowieka jeszcze nigdy nie ugryzł i bez dobrego powodu tego nie zrobi.
spacer las
Ocena:
128
(172)
Komentarze