#7968

Pracuję w barze przyległym do marketu budowlanego. Sytuacją którą wam opiszę miała miejsce w minione wakacje i choć osoba ta nie była klientką to rodowód miała iście szatański.

Aby przyciągnąć uwagę klientów oraz zachęcić ich do skorzystania z naszych usług wystawiamy przed barem tak zwane standy czy jak wolą niektórzy potykacze. Są to tablice z nasuwaną reklamą lokalu, oraz takie na których kredą wypisuję się co w dniu dzisiejszym polecamy. Właśnie nad tego typu tablicą kolega się sporo się namęczył aby wszystko wyglądało idealnie, po czym postawił ją przed barem.

Po kilku godzinach od otwarcia lokalu zauważyłem jak jakaś kobieta wskazuję swojemu synkowi naszą tablicę i kiwnęła głową co się potem okazało było najprawdopodobniej przyzwoleniem. Synek nie czekał długo tylko podbiegł i łapami zaczął mazać po całej tablicy. W pierwszej sekundzie stanąłem jak wryty, potem zawołałem kolegę.

Kiedy kolega podszedł zabrać potykacz usłyszał od piekielnej tylko:
- Przynajmniej dziecko się wyszalało.
Kiedy to usłyszałem, specjalnie podnosząc głos, spytałem się kolegi kiedy wrócił:
- I co, przeprosiła?!
- Nie ku**a, nawet tego nie zrobiła! - Kolega domyślił się o co mi chodzi, więc również zaczął grać.
Jak widać tego było za wiele. Piekielna jak burza wpadła do baru, nie dając nawet dojść nam do głosu.
- Ja sobie wypraszam! Niech pan przy mnie takich słów nie używa! Dziecko się wyszalało! Ja jestem nauczycielką, a u mnie w hotelu nikt nie robi problemów jak dzieci coś zrobią!

Dopiero po dłuższej chwili udało nam się wyjaśnić, że młody chuligan zniszczył efekt pracy, nad którym kolega pracował przez prawie pół godziny. Sytuacja skończyła się tym, że kobieta wyszła obrażona, a kumpel musiał znowu malować tablicę.
Pozostaje tylko współczuć obsłudze hotelu gdzie się oni zatrzymali oraz szkole, która zatrudnia taką nauczycielkę.

mały bar